Dziękuję za ten materiał. Moja śp. babunia - rok urodzenia 1918 (ja mam 61 lat) z biednej mazowieckiej chłopskiej wielodzietnej rodziny bardzo szanowała żywność❤️ i umiała ugotować coś dosłownie z niczego. Wspominała że jedna wielka kromka chleba z otrąb była raz dziennie tylko dla głowy domu czyli ojca. Dlatego leżał owinięty w płócienną ścierkę na desce pod sufitem, żeby dzieci nie wyjadły. Reszta ciężko pracującej rodziny jadła tylko kaszę, ziemniaki i to co zebrali z lasu czy łąki. Babcia w wieku dorosłym po 2 wojnie była wziętą krawcową więc już nie głodowała. Mimo to, pamiętam, że jako dziecko chodziłyśmy wiosną i latem na długie spacery i zrywałyśmy na łące komosę- takie zielone listki rosnące na łodyżkach. Po umyciu i ugotowaniu babcia je podsmażała na smalcu, dodawała jajeczko, drobną kaszkę i to było przepyszne. Moja babunia przepysznie gotowała, pięknie haftowała i umiała cerować i wspaniale szyć oraz prać, krochmalić pościele ścierki a także maglować. Wszystkiego nauczyła się jako dziewczynka na dworze u dziedzica wsi. Był taki obowiązek, że chłopskie dzieci pracowały u dziedzica za miskę strawy. Mało zdolne dziewczęta pracowały przy krowach i świniach a chłopcy przy koniach i u kowala. Moja babunia była bardzo pojętna pracowita i obowiązkowa oraz zręczna. Więc ją wyznaczono do pomocy dworskiej szwaczki, pokojowej, praczki oraz kucharki ale tylko gdy dziedzic spodziewał się gości. Tam nauczyła się jak prowadzić elegancki dom, przyrządzać pyszne potrawy oraz cerować i szyć kroić tkaniny......te umiejętności nabyte we dworze dziedzica wykorzystała później w dorosłym życiu. Dzięki temu nauczyła mnie cerować, haftować i wielu innych perełek❤
Cudowna opowieść. Ja napisałam o jedzeniu i życiu w Kościerzynie, gdy jeździłam do dziadków jako małe dziecko, a wiele z naszych wspomnień jest wspólnych. Moja babcia też sama prała na tarze, a pościel i ręczniki potem gotowała na kuchni, w kotle. Miała też magiel poniemiecki i maglowała swoje rzeczy i sąsiadów za drobną opłatą. Prasowanie było robione żelazkiem na węgielki z kuchni. Babcia robiła cudowne koronki i serwetki klockowe. Pięknie haftowała koralikami i złotymi nićmi wzory kaszubskie. Do dziś mam babci koronki i cudowny czarny, wyhaftowany w kaszubski wzór pas kobiecy, wiązany z przodu aksamitką, jak gorset. Mam też babci maleńkie koraliki i szpilki z kolorowymi łebkami, do klockowania koronek. Jakież to było piękne, kolorowe życie, pełne zapachów, smaków, rozmów i trzaskającej kuchni. Ach......🤗🤗🤗
Moi dziadkowie , rodzice mojej Mamy, którzy mieszkali na wsi w okolicy Lwowa, mówili, że przed II wojną światową mięso jadano tylko raz w roku - na Wielkanoc. W Boże Narodzenie najczęściej mięsa nie było. A moi dziadkowie należeli do chłopów średnio zamożnych , gdyż posiadali krowy, więc mieli dostęp do mleka i chleba-razowego oczywiście- nie zamykało się u nich na klucz. Jak chłop jechał do miasta, to przywoził dzieciom jedną bułkę z białej mąki. Natomiast rodzice mojego Ojca, którzy mieszkali w okolicy Żywca, wspominali, że ciągle brakowało żywności i na przednówku dodawano do mąki startą korę z wierzby i gotowano zupę z pokrzyw. I rzeczywiście bieda była tak straszna, że najstarszą córkę, nie mogąc wyżywić wszystkich pięciorga dzieci, wysłali do rodziny, która mieszkała na Słowacji. Bieda w Galicji z pewnością wynikała również z trudności w uprawie ziemi, ubogiej zresztą, co spowodowane było warunkami terenowymi- Babcia moja musiała roznosić po polu obornik w płachcie na plecach, ponieważ na górzysty , pochyły teren, nie mógł wjechać żaden koń. Ciekawe jest, że gwałtowna zmiana stosunków własnościowych, która nastąpiła zaraz po II wojnie światowej, diametralnie poprawiła efektywność gospodarstw rolnych, co zlikwidowało głód, przy nie zmienionej przecież technice uprawy roli, która to dokonywała sié stopniowo- ja jeszcze w latach 60-tych i 70"tych XX w. brałam udział w żniwach ręcznych.
Ja przy żniwach tecznych też brałam udział. I to do okolo 2010 roku. Po prostu we wsi jeszcze tak robili więc rodzice również. Nie wspominam tego zbyt dobrze. Charówa i pot po dupie się lejący. Nigdy więcej
Młode pokolenie niech się dowie że w latach 80 tych były kartki na mięso ,cukier, itd..i to w normach zaniżonych zdecydowanie.może o tym program niech pan zrobi....a co tu mówić o chłopach... O sytuacji na wsi najlepiej przeczytać "Chłopów"Reymonta...dokładnie opisuje wszystkie warstwy społeczne na wsi 19wiecznej.
Ja od kilku ładnych lat twierdzę że Polaków wyzwolił dopiero manifest PKWN ,jednak po 89r tak wyprali ludziom orzeszki że to nie dociera do ich makówek
@@OLIWIA647i niech także się młodzież dowie, że jadłem wtedy zdecydowanie więcej (!) mięsa, używałem więcej cukru i piłem wódki (też na kartki), niż obecnie... Największym mankamentem tego kartkowego okresu były nieskończenie długie kolejki... Nadmiar żywności w obecnych czasach, powoduje także ogrom marnowania żywności i "kręcenia nosem" najmłodszych... Tego nieee, tamtego też nieee... Najlepiej kebsa, fryty i pizzę... Fuj! Zgroza!
Ja myślę,że podstawowym problemem jest jakość żywności.Dobrej jakościowo żywności nikt by nie wyrzucił.W. czasie PRL była wspaniała zywnosc.My niestety,nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy i wzdychalismy do ,,pięknych",rozowiutkich wędlinek zachodnich,błyszczących,na woskowanych jabłuszek ,sproszkowanej śmietanki,granulowanej herbatki.Smak wędlin z tamtych czasów był niesamowity..wszystko naturalne.Kielbaskę wieszało się w spiżarni i ona wysychała.Nie było więc potrzeby wyrzucać tego co dobre.
@@ulaprucnal971 Zgadzam się, pamiętam jeszcze takie smaki z dzieciństwa, nawet ogórek własnego chowu, który i tak składa się przecież głownie z wody miał lepszy smak. Ale tym bardziej, jeśli korzysta się tylko z supermarketowej żywności, nie ma sensu robić zapasów. Sytuację pogorszył jeszcze zwyczaj "jedzenia na telefon" rozpleniony od 2020r. zamawia się całe standaryzowane porcje, a nie tyle, ile faktycznie zamawiający może zjeść w danej chwili - więc mnóstwo niedojedzonych resztek ląduje w śmietnikach - i jeszcze hurtowe ilości opakowań z nich.
@@ulaprucnal971ja też pamiętam, najczęściej paskudne wędliny, fale zatruć, niedobory towarów to był dramat. Teraz masz importowaną i polską żywność bardzo dobrej jakości w rozsądnej cenie. Przetworzyć żywność możesz też samodzielnie. Masz w pamięci raczej sentyment. Kup lepszej jakości żywność i pogadamy.
Ależ ciekawy podcast!!!! Oglądałam z zapartym tchem i przypominałam sobie wakacje u dziadków w Kościerzynie na Kaszubach. Była 1 świnka i mięso było po uboju, który robił jakiś obcy mi gospodarz. Były też kury na rosół niedzielny i króliki. Pół ha kartofli i ok. 2000 m kw warzywniaka. Po mleko i masło chodziłam z kanką do oddalonego gospodarza. Pamiętam moją ulubioną zupę ze zsiadłego mleka, która nazywała się (a jakże) "polewka" i jadło się ją z oddzielnie ugotowanymi kartoflami. Były smażone w cieście i marynowane w słodkawej zalewie octowej rybki (różne, nawet małe) z targu, bo wokół są 2 jeziora. Śledzie były b. rzadko, bo moja ciocia przywoziła je 60 km z Gdańska. Gdy dziadek musiał zaorać ziemię pod sadzenie kartofli, pożyczał konia z pługiem i orał sam. Z kolei mój wójek, syn babci zbierał różne zioła i suszył na poddaszu, a potem sprzedawał w punkcie skupu. Dziadek sprzedawał na targu w torebkach po cukrze owoce z sadu, a kiedy wracał kupował mi zawsze dropsy mleczne. To były jedyne słodycze, poza ciastem drożdzowym z owocami, które babcia piekła. Wszyscy gospodarze pomagali sobie, rodziny były zżyte. Nie było oczywiście telefonów, a jednak wszyscy wiedzieli, co słychać u sąsiadów i nawet dalszych znajmych. Babcia była bardzo zaradna i choć nie było lodówki to zawsze było smaczne, proste jedzenie. Poza tym ciągle podjadałam owoce, lub coś z warzywniaka np. zielony groszek, truskawki, czy pomidory prosto z krzaka. Nie było telewizora, tylko trzeszczące radio, z podświetlanymi stacjami. W każdym pokoju stał duży piec kaflowy, a w łóżkach były prawdziwe sienniki i pierzyny. Życie, które już nie wróci. Pozdrawiam wszystkich pamiętających.
Co za piekny opis dawnego, prostego i ZDROWEGO zycia. I mimo ciezkich warunkow prawie bezstresowego. Pamietam lata 60-te, 70-te tak sie zylo wtedy choc ja nie pochodzilam ze wsi ale mielismy czesty kontakt z nia. Uwielbiam do dzisiaj te wspomnienia. 😊
A nie byłabym pewna że nie wróci ...pierwszy krok naprzód ekolodzy zrobią w kierunku im znanym.....jeszcze 60lat temu paczki świąteczne dla dzieci pakowane były w duże szare torby.....
Moja babcia,rocznik1910 urodziła się w Galicji.Jako mała dziewczynka została pólsierota,bo jej matka zmarła po kolejnym połogu.Była tam taka bieda ,że jedli zupę z pokrzywy i lebiody,a do szkoły chodziła pożyczając buty od starszej siostry(Bo tylko jedną parę miały.Dopiero praca we dworze przyniosła jej lepsze życie a potem męża,mojego dziadka ,obrotnego i uczonego chłopa ,który zapewnił jej godne ,jak na tamte czasy życie.
Pochodzę z rodziny mieszczuchów, ale w dzieciństwie dostałam lekcję na temat mądrości polskich chłopów. Powiedziałam Ojcu to, czego nauczono mnie w szkole: "przed wojną chłopi w Polsce byli tak biedni, że z głodu musieli jeść pokrzywę i lebiodę" Wtedy Ojciec mi powiedział, że polscy chłopi po prostu byli mądrzy. Wiedzieli, że skoro w zimie nie mieli wiele witamin, to na przednówku mogą (i muszą) je uzupełnić pierwszą zieleniną, jaką można znaleźć na polu, a były to właśnie młode pędy pokrzywy i lebiody. Żeby nie być gołosłownym, Ojciec zabrał mnie do pobliskiego lasu, gdzie nazbieraliśmy sporo młodych pokrzyw, z których w domu Ojciec ugotował potrawę według przepisu na zasmażany szpinak. ( Do pokrzywy można było też dodać młode listki szpinaku lebiody lub rzodkiewki). Wierzcie mi, to było przepyszne!
Gospodarz, czy polski chłop, mając kawałek ziemi ciężko pracował aby wyżywić rodzinę. Fakt, tak jak i teraz jeden radzi sobie w życiu, drugi z różnych powodów nie. Polacy pod zaborami musieli wykarmić też darmozjadów zaborców, więc chowali żywność i radzili sobie z tym nieźle, choćby budując w ziemi ziemianki na produkty i umieli je dobrze przechować. Mój tato urodził się w 1911r. i był najmłodszym dzieckiem wśród 9-ciorga dzieci, mieszkali na wiosce w pobliżu Poznania. Kobiety potrafiły przyrządzać bardzo smaczne dania. Do tej pory tradycyjne śniadanie to ziemniaki w mundurkach i twaróg ze śmietaną, pyszne i zdrowe, oczywiście nie brakuje i innego rodzaju jedzenia dla gości, w tym wędliny i mięso w słoikach. Są jeszcze u nas albumy ze zdjęciami z wesel sprzed 1900r i późniejsze. A więc i w tamtych czasach potrafili sobie radzić, skoro nawet fotograf był na licznym weselu. Gorzej na pewno było w miastach, gdzie głód i choroby wywołane szczepionkami (jak teraz wiemy) dziesiątkowały ludność nie tylko polską. Kanibalizmu dopuszczali się ludzie w Rosji, gdzie rzeczywiście był potworny głód.😢 U nas, to żydzi khazarscy dopuszczali się kanibalizmu, jak kiedyś mówiła mi mama, wtedy nie wierzyłam, mówiłam, że to pewnie tylko plotki. Jednak to prawda.
Moja babka gdy widziała przez okno że sąsiadka idzie lub sąsiad to chleb kładła na stole, co było oznaką bogactwa. Bo u innych chleb (jeżeli był) był chowany do skrzyni i zamykany na kłódkę
Moja babunia rok ur 1918 jako dziecko nie jadła chleba. Był tylko dla ojca- chowany w ściereczce na desce pod sufitem chaty żeby nikt inny nie zjadł. Biedne takie dzieciństwo😢
Mamy szczęście że żyjemy w takich czasach że żołądek można napełnić. Chociaż nie wiele trzeba żeby to wszystko prysło. A nie jesteśmy przygotowani żeby samodzielnie pozyskiwać żywność.
@@wearemotorhead4747 To zależy ile chcesz wydać. Szynka za 20PLN/kg będzie nią tylko z nazwy. Przyzwoita szynka kosztuje od 50PLN/kg. I oczywiście każda szynka BYŁA i JEST konserwowana solą peklową - inaczej w ciągu tygodnia do dwóch stanie się zabójcza.
Wiesz ile kosztuje ziemia, wiesz ile zarabia polityk, który odpowiada za " obron cywilną ", która nie istnieje ?! A chętnych do jedzenia będzie więcej niż rąk do pracy !!! Jak i w Sejmie i Senacie ! :)
@@Cahir222 😂 to te uje z tych organizacji humanitarnych to bandy oszustów, wciskają nam że tam w tych ciepłych krajach ludzie padają jak muchy z glodu, mimo że żeby nzkarnic jednego wystarczy 1$
Pamietam jak dziadek (z obszaru historycznej galicji ) straszył mnie przednówkiem a urodził się już po 2 wojnie światowej więc nie mógł pamiętać między wojnia, a mimo to nawet za prl z tą aprowizacją na wsi bywalo różnie. Pozdrawiam
Niby tak. Jednak gość nie wspomniał, że bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Głodowali ci co najciężej pracowali przy produkcji żywności czyli chłopi, a na dworach opływali w luksusach i stoły się uginały. Niestety cały czas jest ten sam system działania. Ci co najwięcej pracują, mają zwykle najmniej, a ci co tylko niby rządzą, tak jak dawniej, toną w przepychu, żyjąc z pracy tych najbiedniejszych.
To niestety nie do wszystkich to dociera. Stąd pod wpływem propagandy, prania mózgów i wszelkich innych zabiegów socjotechnicznych, ci co najwięcej pracują, idą jak barany do urn i głosują na pasożytów, którzy żyją z ich ciężkiej pracy.
Straciliśmy 25-hektarowe gospodarstwo, gdy Balcerowicz podniósł oprocentowanie kredytów w jedną noc o 120 % = zostały nam tylko resztki pól i lasów. Śp Andrzej Lepper w 1992 roku do mego śp Taty : ''Pomagamy tylko swoim'' = wkrótce połowa mej rodziny była w Samoobronie :) Za ''pierwszego'' Balcerowicza, przewodnia rola proletariatu została zastąpiona przewodnią rolą banków ''too big to fail'' = jak słusznie zauważył prof. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. Nazwał Gwiazdowski obecny ustrój : ''bankokracją'' Wtedy było naprawdę ciężko. Broniliśmy się też kłusownictwem. Czeska strzelba ''Zbrojovka'' była główną żywicielką rodziny. Polędwiczki sarnie w sosie własnym, to najlepsze co jadłem w całym moim półwiecznym już życiu. Dobrą robotę robił też wielki foliak z pomidorami, papryką i ogórkami. Nadwyżki udawało się spieniężyć, bo pomidory były wyjatkowo smaczne i aromatyczne.
Bez przesady, komunizmem tu zajezdza, w dzisiejszych czasach kazdy ma szanse na godne zycie, albo posiadajac edukacje i przez to znalezieniem sobie jakiejs roboty, albo majac smykalke do biznesu, albo nie posiadajac takowych ciezka praca. Jeszcze nie bylo w historii takich czasow dobrobytu dla zdecydowanej wiekszosci ludzi.
@@Kamillo041285 Skrojona kiszona kapusta, trochę przemyta wodą aby była mniej kwaśna, rozgotowany groch (ten suchy oczywiście) rozgotowane dalej w proporcji 1:1, do tego kilka suszonych grzybów, sól i pieprz., liść laurowy, ziele angielskie. Je się to z gotowanymi ziemniakami. Przynjamniej u mnie. Nie dziwi mnie że jak ktoś nie ma w tradycji aby to robić na wigilię to nie zna tego dania, bo smakuje najwyżej przyzwoicie, a wygląda jak wygląda. A w wersji tradycyjnej, czyli bez tych zagranicznych przypraw, do których chłopstwo nie miało dostępu, robi się z tego danie jeszcze smutniejsze, ale za to składające się wyłącznie z tanich i dostępnych w zimie składników.
Z dziecinstwa pamietam, ze u gospodarzy, wychodzacych w niedziele do kosciola zostawiano na stole chleb, przykryty recznikiem i obok noz. Drzwi byly nie ryglowane, aby przechodzacy glodny czlowiek mogl sobie wejsc i ukroic chleba. Piekny to byl obyczaj !
Ok 9:00 ja słyszałam że żeby w sumie móc przeżyć to rodzice oddawali sąsiadom swoje dziecko a tamci im swoje, bo inaczej nie byliby w stanie zjeść własnych dzieci... Szok a pochodzę z byłej Zamojszczyzny ❤
Witam wszystkich serdecznie nikt tu na razie o tym nie pisal to moze będzie to niektórych ciekawilo Urodziłam sie wroku wybuchu wojny w rodzinie chlopskiej i pamietam doskonale zycie po wojnie w srednio zamoznej wsi Jako dziecko widziałam kazdej niedzieli dziadow jak sie mowilo na zebrakow w dniu odpustu bylo ich bardzo duzo i rozni lacznie z dziećmi Ludzie rzucali im ile tam mogli a ja z starsza siostra dawałysmy po cukierku bo pieniędzy nie mialysmy Zebracy chodzili po wsiach i nawet nocowali na podlodze na slomie ludzie co mieli to dawali do jedzenia Było to powojnie Jako dzieci lubilismy sluchac ich opowiesci szli od domu do domu byli bardzo biedni niektorzy kalecy zal bylo patrzec Dzis tez czasem przed kosciolem zbieraja jalmuzne choc mieszkam w duzym miescie Kiedyś nie bylo pomocy panstwa Film Chlopi oddawal prawdziwy obrazbprzecietnej polskiej wsi Pozdrawiam
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Pochodzę z rejonów Łęczycy. I znam opowieści moich śp. dziadków, pradziadków. Wydawać się mogło, że to centralna Polska, rolnicza. Niestety, główne zyski z pracy na roli czerpała arystokracja. Nawet jeszcze w latach międzywojennych były dwory szlacheckie i bogaci magnaci którzy za nic mieli chłopów, i wykorzystywali ich ile się dało. O dziwo, może i to szokujące, ale moja babcia nauczyła się haftować, robić na drutach, szyć na maszynie za okupacji u Niemca, jako nastolatka. Po wojnie mogła zabrać niemiecką maszynę do szycia i robiła różne robótki gdy nie było niczego w sklepach. Co do żywienia, to dokładnie tak było jak opowiadasz w filmie, dziadkowie nie raz opowiadali jak się żyło przed II WŚ. Bieda, zupy zalewajki, lury, kapusta, a placki to się robiło na płycie żeliwnej kuchni. Mięso widziało się rzadko. Natomiast pradziadkowie opowiadali mi jak było jeszcze przed I WŚ. Nikt się o nich nie troszczył, nawet proboszcz na parafii. Służyli i czasem musieli obrobić ziemię innych w zamian za jakąś marną jałmużnę. W miarę Dobrze się mieli Ci co umieli choć trochę pisać, czytać i mieli jakiś fach w ręku, np. kowale, cieśle, bednarze itd. Te grupy miały większe przywileje.
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
@@JustynaKauza-zj9eq Oj Justynko, Justynko - Chrześcijańska idea harmonii demograficznej nie jest po to by kogokolwiek mordować (w tym i siebie), ale by ratować ludzkie życie i jego godność. A jeśli marzy Ci się mordowanie, to zapisz się do jakiejś satanistycznej religii, czy ideologii kultu płodności - Bo to właśnie skutki przeludnienie powodują co roku śmierć dziesiątków milionów ludzi, i niewyobrażalną biedę i cierpienie.
@@marcinkonieczny3737 Dał wpis prawak kultysta z sekty rzymskokatolickiej od tego kremówkowego Karola co chronił i bronił pedofili w czarnych kieckach kochających dzieci we wszystkie dziurki ciała.
Historia moich przodków wciąż jest we mnie żywa. Koniecznie potrzebuję mieć chleb w domu i jem codziennie, najchętniej razowy, a także uwielbiam ziemniaki. Moim ulubionym ciastem jest szarlotka. Od swojej babci wiem, że ona i jej rodzice w małej mazowieckiej wsi żywili się głównie chlebem i ziemniakami, wyrobami mącznymi oraz mieli sady z jabłonkami, więc często robili szarlotkę.
Z tą zupą to nie o taką zupę mi chodziło. Też gotuję sobie taki Gerber na towarze z podwórka. Ten pra przodek zupy to były słodkawe pomyje z dyni i zacierki . Cytuję babcie trochę wulgarnie " jakby psu dupę oblizał" myślę że to uzupełnienie odzwierciedli biedotę dania.
Moja śp. babcia - Księżaczka z Kompiny wspominała jak przed wojną grudniowe świniobicie było w domu świętem, bo na niedzielny obiad była wątroba z cebulą. Z jednej strony nie lubiła tego świniobicia, bo był przeraźliwy kwik, krew i smród "flaków", które trzeba było nosić i czyścić. Z drugiej było to zawsze wyczekiwane, bo były "rarytasy" - wątroba, cynaderki i słonina. W czasie świniobicia główny temat rozmów między sąsiadami to była grubość słoniny. Jak u kogoś była tylko "na dwa palce" to było biednie. Jak "świntuch" miał słoninę na "piędź", to był "sielnie wypasiony" i rodzinie słoniny, smalcu nie zabrakło do Wielkanocy. Poza świniami hodowano jeszcze gęsi, które dzieci pasały latem na mokradłach nad Bzurą. Gęś jednak rzadko u kogo była na stole, bo w październiku skupował je "żyd".
Robi pan wielką robotę. Uświadamia pan Polakom skąd idziemy. Jak po wiekach takiego życia mamy być ludźmi umiejącymi żyć bez kłamstwa , kombinowania i wiecznej , prawie wrodzonej desperacji ?
@rfvvfr6666 to tak jakby powiedzieć ,że wszyscy są owłosieni. Jest taka teoria ( prawda ,że jedna z wielu ) która stara się dowieść co sprawia , że jedne nacje prosperują a drugie nie. Zawiera 3 elementy : Religia ( uczy nas stosunku do bogactwa ) Klimat ( zimny uczy planowania ) Promien identyfikacji ( jak daleko jakieś dobro w naszym otoczeniu uważamy za własne - im dłuższy tym lepiej ) Moim zdaniem nas ratuje klimat.
@@piotr.leniec-lincow5209 Teoria jest zawsze prawdziwa. Sprawy nieudowodnione określamy terminemTeza. Moja uwaga jest nieco upierdliwa, ale takie są zasady
@@jacekluniak7359 OK. Ale teorie się obala jako nieprawdziwe. Zaczynając od tezy , antytezy i metody naukowej.Wiec nie zawsze. W nauce nic nie jest na zawsze.
Mój ojciec rocznik 1929 chodził zimą w drewnianych butach do szkoły, pamiętał klepisko w izbach i do śmierci wspominał, że wie jak smakuje głód ... i to wszystko 30 km od Krakowa ( Słomniki ).
Tak Znałem pana który idąc spać chował pod poduszkę kromke chleba A ja będąc dzieckiem pracowałem na polu zbierając ziemniaki po orce pola po ziemniakach Mama przygotowała w bańce biała kawę jajka chleb swiezutki z masłem i siedzimy na między a pan który orał koniem nie swoim a pożyczonym mówi cyt patrz Alina jak dzisiaj jest dobrze Mamy chleba pod dostatkiem masło jajka i białą kawę Bardzo utkwiło mi to w pamięci Pozdrawiam
Głód na polskiej wsi został praktycznie zlikwidowany dopiero za czasów władzy ludowej PRL. Stało się tak z jednej strony za sprawą reformy rolnej i parcelacji szlacheckich folwarków a z drugiej z racji odpływu wielkiej ilości młodych ludzi ze wsi do miast. Odpływu do powstającego z gruzów przemysłu oraz budownictwa, które potrzebowało ciągle noych rąk do pracy. Do tego dochodził postęp techniczny, szersze zastosowanie nawozów sztucznych, mechanizacja i związany s tym wzrost wydajności z hektara. Pozdrawiam wszystkich weteranów pamiętających tamte historyczne przemiany.
@zdzislawdyrman221 Gdybyś smarkaczu miał okazję słuchać opowieści ludzi, którzy żyli w tamtych czasach, którzy głodowali na przednówku, którzy za złotówkę musieli pracować cały dzień przy zbieraniu ziemniaków u bogacza, to byś tak nie pyskował. Ale ty smarku nigdy głodny nie byłeś.
@@zdzislawdyrman221 Spróbuj odróżniać propagandę od faktów. Głód na polskiej wsi do lat czterdziestych XX w. był po prostu faktem, a po reformie rolnej stał się już tylko historią.
@@ScyzorF16smarki to ty masz w nosie flecie. Rozjebaliscie ten kraj po 2 wojnie światowej i żaden z was nie miał odwagi z tym cokolwiek zrobić. Jedne co w tym kraju wprowadziliście to alkoholizm na szeroką skalę i z tego możecie być dumni.
Też moją pierwszą myślą, gdy padła data 1846, to była Irlandia. Autor tego filmu ironizuje, że tak jak my dwaj, większość kojarzy Irlandię a nie kojarzy głodu w Galicji ...
Na Podhalu jadano dużo gotowanej kapusty z gotowanymi i mieszanymi -ugniatanymi ziemniakami , także tzw kluskę - gotowane na wodzie tartę ziemniaki z dodatkiem mąki ,pszennej lub owsianej . Także pieczone placki z gotowanych ,ugniatanych ziemniaków i mąki jaka była ,a zwane na Podhalu -moskolem
To wsxystko co piszesz to jadłam u mojej babci góralki ( w domu u mamy i taty nad morzem mialam o wiele lepsze jedzenie). Babcia kupila mi raz w spółdzielni na gorce kawalek kiełbasy , ale tylko dla mnie, powiedziala mi ze ona nje bedzie jadla bo dzisiaj jest piatek i post.
Moja Babcia zawsze jadała wszystko z chlebem. Taki zwyczaj wyniosła z domu, raczej bogatego. Do zupy chleb, do sosu chleb, nawet jeśli były ziemniaki. Wytarła nim cały talerz. Ziemniaki gotowała zawsze bez soli, co długo mnie zastanawiało, teraz już nie dziwi. Odcedzala do innego garnka tę wodę, bo kiedyś to było picie dla krów. Solila za to za dużo. Raczej gotowała tłusto i dodawała śmietany, chyba jako kompensację za dzieciństwo. Za to Dziadek, chłop z absolutnej biedy, z rozrzewnieniem wspominał zupę brukwianą. Brukiew zniknęła że stołów Polaków po 2 WŚ, nad czym ubolewał.
To tak jak moja i też z bogatego domu. Dziadek był obrotny i mięso mogła jeść codziennie, a i tak do ziemniaków zawsze chleb. Z filmu wynika, że to znak statusu, a nie dziadostwa. Dla mnie to było dziwactwo, choć z drugiej strony chleb robiła sama i póki był relatywnie świeży, to był bardzo dobry, a po kilku dniach już tylko trwały, ale wciąż jadalny. Zupa go rozmiękczała i był znowu ok.
@@HerrGrasso mój Pradziadek był podobno jak Boryna. Surowy, skąpy, bogaty na tyle ile mógł, robotny. Zresztą, mieszkali pod Łomżą, co widać było w jej kuchni. Ja po niej uwielbiam chleb, nie wyobrażam sobie zupy bez chlebusia. Za to brukwii, pasternaku czy jarmużu nie tknę nawet kijem. A, właśnie. Oboje uwielbiał kasze wszelkiego rodzaju. Owsianki też. Na wodzie i mleku, na słodko i wytrawnie. Coś upiornego🤐
@@wolfyEmanuelle Ja też do zupy zawsze chleb. Moja druga babcia też była spod Łomży (Kownaty), ale bardzo mało o niej wiem, bo ojciec się nie interesował, a jak dostała wylew, nie było kogo pytać. U tej babci lepsze żarcie było pod kluczykiem - z czegoś to musiało wynikać. Wojnę spędziła w Niemczech i myślę, że to też miało podobne powody.
A propos słoniny za piecem: w żoninych okolicach Łęczycy złośliwo - zazdrośnie mówiło się o niektórych, że u nich "psy na kiełbasach wiszą" czyli wylewało się bogactwo nieprzyzwoite jeżeli nie całkiem grzeszne.
Z zainteresowaniem chłonę wiedzę,którą pan przekazuje. Urodziłam się jak moje babcie już nie żyły,dlatego wszystko co tutaj słyszę jest jak czerpanie że skarbnicy. Dziękuję
Ciekawiej byłoby posłuchać o czasach sprzed przeludnienia wsi. Bo wtedy to chłopi żyli w naprawdę Rajskich warunkach. A i mięso do 19 wieku było tańsze niż chleb.
W Konopielce Redlinski opisuje zachwyt dziadka Bartosza kiedy uczycielka smaży schabowe i cybulę. Które później Kaziuk glowa rodziny każe wrzucić do kapusty bo mięsa z typowych 4 porcji obiadowych starczy na miesiąc jedzenia. To daje pojęcie jak często chłopi jeśli mięso jeszcze na początku XX wieku. I że był to prawdziwy frykas.
Muszę powiedzieć że dobrze przyprawiona i wędzona słonina dla mnie jest nadal rarytasem. W porównaniu do masła wątpliwej jakości które można kupić w lidlach i biedrach nie ma sobie równych.
Za dziecka usnułem teorię że na terenach polskich głodu nie było bo u nas ślimaków i żab nie jedli. Za to we Francji to pewnie nie umieli uprawiać pól dlatego jedli ślimaki. Dziękuję za uświadomienie :)
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Moja Mama, która sto dwadzieścia lat temu się narodziła miała dar o dawnych dziejach opowiadania. Obrazowo opowiadała o przednówkach z czasie pierwsze wojny, kiedy wypalone na piaskach żyto ledwie się kłosiło, a żywicielka krowa jeszcze się nie ocieliła.
@@jerzysrodka3643 Nic takiego nie napisałem,chłop z dwoma krowami nie należał do najbiedniejszych i musiał mieć chociaż te 3 hektary,albo dokupywać siano.A i tak mając te dwie krowy nie jedzono pełnego mleka tylko odciągane z tłuczu,albo zdawano te parę litrów do mleczarni.
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz. Dziś dzięki postępowi technologicznemu i powszechnej chemizacji rolnictwa, niby mamy poważny kryzys żywieniowy rozwiązany. A tak naprawdę, to nigdy w historii nie istniał taki kryzys i taka katastrofa w tej dziedzinie. Dawniej żywność była po prostu niesamowicie smaczna. A co ważniejsze, to dostarczała nam wszelkie potrzebne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju składniki. Każdy ludzki organizm codziennie podlega niezwykle doskonałemu procesowi samoregeneracji - JEDNAK! - by ten proces mógł zachodzić, to nie może być w danym dniu zbyt wiele stresu - gdyż wtedy ten proces podlega zawieszeniu - gdyż organizm koncentruje się na potencjalnej walce, lub ucieczce. A że dziś żyjemy w niezwykle nerwowych czasach........... Dalej - by proces ten mógł zachodzić, to organizm potrzebuje do niego wiele mikroelementów, itp - a które w zbilansowanej ilości były dostarczane w formie żywności. Dziś z każdym rokiem tych składników jest coraz mniej!!!! - a za to coraz więcej trucizn!!!!!! - WIĘC TERAZ NIE DOŚĆ ŻE ŻYWNOŚĆ JUŻ NIE LECZY, TO DODATKOWO CORAZ BARDZIEJ TRUJE!!!!! I stąd coś tak niespotykanego dawniej jak choroba - DZIŚ JEST CZYMŚ TAK POWSZECHNYM, ŻE STAŁA SIĘ ONA NORMĄ! W dodatku spotykamy jeszcze choroby tzw cywilizacyjne - a które w (nieprzeludnionej) naturze nie istnieją - jak choroby zębów, stawów i układu kostnego, nowotwory, cukrzyce, itd. itd, itd. A i nie zapominajmy, że choroby typu pandemie - jak dżuma, itp - są powiązane wyłącznie z większym zagęszczeniem (tak przyroda się broni przed nadmierną ekspansją jakiejkolwiek populacji). I dla przykładu - Polska w 13 bardzo słabo zaludniona - i dżuma która wyludniła prawie połowę Europy - naszych nieprzeludnionych wtedy jeszcze ziem - nie dotyka!
Ogromnie szanuję mego ojca, który zabrał rodzinę do miasta. Najbardziej ceniła to sobie mama. Mama która od tej pory mogła codziennie iść do sklepu i kupić na obiad mięso lub rybę. Lata 50-60 . Lodówkę zastępowała szafka pod oknem. Niczego nie dało się przetrzymać do następnego dnia. Dzięki Panu zrozumiałam dlaczego ojciec wziął nas do miasta.
@@mollypolen2385 W naszych stronach nie stosowali takich praktyk. W zimie nie było problemu, gdyż na zewnątrz (u powały boiska - obok stodoły - wieszało się masarskie wyroby). A gdy było ciepło, to w piwniczce (ziemiance) można było jakiś czas przechować - a i tak większość się rozdawało między rodziną i sąsiadami. I gdy oni bili świniaka, to oddawali.
Dla mnie najbardziej typowe żarcie to była zalewajka w różnych wariantach, najczęściej z chlebem, a jak ten był stary, to się go kruszyło do zupy. Jak była młocka, to obowiązkowo kapusta z grochem. Dziadkowie długo nie mieli lodówki, więc lato było bardziej wegetariańskie, ale w niedziele kurak był zawsze. Myślę, że podobnie jadali przed wojną, ale to przecież stosunkowo nieodległe czasy. Za to rodzina drugiego dziadka przybyła do zaboru rosyjskiego z Galicji, co mnie trochę intrygowało, bo na polskim nas uczyli, że to najlepszy zabór, ale nie mówili, że tylko pod jednym względem, a i to nie cały czas, więc trochę o tym doczytałem i wychodzi mi, że te babki w saloonach z amerykańskich westernów, to często były nasze dziewczyny. 70% zapotrzebowania kalorii wygląda nie najgorzej, ale to powolna śmierć głodowa. W zaborze rosyjskim było lepiej, ale ludzie głodni byli w zasadzie zawsze. Ciekawe, że z Galicji do "Rosji" uciekli również Niemcy.
@@HerrGrasso ciekawe obserwacje . Ja dodam tylko , że dzisiaj ( niestety ) nasze córki też zarabiają jak te w salonach z tym , ze jest to ukryte. Wystarczy sobie sprawdzić ilość młodych kobiet do towarzystwa za pieniądze ( internet ) w przeciętnym 40. tysięcznym polskim mieście. SZOK.
W Malopolsce byla bieda,ale moj dziadek mieszkal 50 km na wschod od Warszawy i niczego mu nie brakowalo. Faktem jest ze mial najwieksza gospodarke we wsi i byl soltysem. Jak w czasie wojny ojciec wozil mieso do Warszawy to Niemcy go zlapali w czasie lapanki i wyslali do Niemiec. Robil u Niemca chlopa niedaleko od Schwerina. Powiedzial Niemcowi ze jego ojciec ma taka sama gospodarke tylko nie ma takich maszyn jak Niemiec. Przyszla komuna i chciala upanstwowic gospodarke dziadka,ale dziadek podzielil ja na swoje dzieci i wtedy powierzchnia gospodarstw byla juz odpowiednia dla komuchow. Nazywam sie Zaboklicki a ta wies to Zabokliki.
@@Marek-z8b Tak rzeczywiscie jest. Wielu bylo bogatych chlopow przed II wojna swiatowa,ale cos czuje ze jest na nich nagonka by usprawiedliwic tzw "Reforme rolna" po II wojnie ,czyli okradanie bogatych i rozdawanie biednym.
Z tego głodu powstało wiele powiedzeń i zagadek: - Kiedy chłop je kurę? - Kiedy albo chłop, albo kura jest chora - po co Bóg stworzył ziemniaki? - żeby biedacy też mogli kogoś obdzierać ze skóry - Galicja i Lodomeria - Golicja i Głodomeria
Co znaczy gruba słonina ? ja sam gotuję żarcie , słoniny używam od diabła i trochę . Przepuszczam to przez maszynkę 3mm oczko i potem topię . Czegoś takiego używam zamiast smalcu do smażenia (albo robię smalec na chleb z mielonym mięsem , cebula itp) . Jakoś nie wnikałem czy płaty słoniny są grube . Gruba to 3cm ? 5 cm czy więcej ? Żarcie kupuje na targu gdzie są różne wynalazki , to bym obadał czy są różne grubości ( czy grubsza jest lepsza niż chudsza) . Ze dwa tygodnie temu robiłem gulasz, to słonina mogła mieć coś ze 2 centymetry grubości -paseczki dobrze wchodziły do maszynki . Niby można na targu kupić smalec na wagę , ten ze sklepu w kostkach jakoś dziwnie pachnie -taki ze słoniny najbardziej mi pasuje .
@@dariuszmichalczuk3946 Nie jadłem solonej słoniny . Jadłem tylko wędzony boczek kupny w sklepie czy na targu (używam go do grochówki -ale zawsze trochę go zjem ). Ja się pytam informacyjnie , używam surowej słoniny (czasem jest ze skórą), ale nigdy nie wnikałem w jej grubość . Na targu jest kilkanaście stanowisk z takimi tematami , czyli mogę sobie obadać temat .
Myślałam, że bedzie fajny odcinek pokazujący jak ludzie sobie faktycznie radzili. Kiedyś usłyszałam od nauczycielki, że jedli wszystko co się dało jak byla dzieckiem - przed 2wś
@@Dominik-gt9sd Ciekawiej byłoby posłuchać o czasach sprzed przeludnienia wsi. Bo wtedy to chłopi żyli w naprawdę Rajskich warunkach. A i mięso do 19 wieku było tańsze niż chleb.
Zaraz po wojnie tez byla bieda.jedlismy chleb maczany w wodzie I cukrze a niektorzy w soli.na wsi wciaz bylo jak przed wojna biednie bo wszystko bylo przeznacxone na dostawy obowiazkowe dla panstwa.zostawalo na sol ocet nafte zapalki 0:00 I raz w miesiacu slonine.tak bylo u moich dziadkow. A moja tesciowa wielokrotnie wychwalala Gierka xa to ze zniosl dostawy obowiazkowe. A jedzenie u babci bylo jak wyzej opisane. Postie gotowane z tego co bylo w ogrodzie vzy na polu Najlepsze byly barszcze z owocow z ziemniakami.nie bylo wyboru. Za to chleb byl wlasnej roboty.A mieso to u mamy w domu raz w tygodniu.
@@annakomisarczuk8327 Dziadkowie a i rodzice to samo mięli. A w dodatku matka - jako córka "kułaka" miała same kłody by się wykształcić. Nie Gierek zniósł dostawy, ale Gomułka - I to był jeden z nielicznych mężów stanu, prawdziwie o ludzi dbających. Gierek może i nie był złym chłopem, ale zbyt był uległy względem Moskwy i Watykanu, a co spowodowało że wpędził nas w długi i gospodarczą i społeczną zapaść.
To zależy od tego jakich chłopów mamy na myśli. Moi przodkowie od XIV w. mieszkali w Księstwie Łowickim i jako tacy jedli całkiem dobrze. Wedle spisów byli posiadaczami od 2 do 4 łanów pól i z tego płacili arcybiskupom czynsz. Bo zapomniałem dodać, że byli "okupnikami". A co do jadła, to prawda, że dominowały kluski, kasze i inne produkty mączne. Dużo było grochu i kapusty. Ale mięso także było. Tak przynajmniej wynikało ze wspomnień starszych. Po jesienno-zimowym świniobiciu babcia robiła weki z tuszonką, których wyrobu nauczyła ją jej matka. Czyli sięgamy do XIX w. Babcine krowy (Balbina, Zawiślonka, Srokatka i jeszcze kilka innych) miewały się całkiem dobrze. Nawet zimą. Sianko było w "brogu" za stodołą i było go zawsze pod dostatkiem! Sianko specjalne, bo koszone na bagnie. Nawet zimą pachniało ziołami! Nosiłem je jej w płachcie i wrzucałem w paśnik pod czujnym, babcinym okiem! Babcia miała "kurze skrzywienie". Jej kury były bardzo zadbane i nosiły własne imiona. Czasem je nawet nosiła na rękach! Niestety pamiętam tylko jedno z tych imion - "Jarzębatka". Nosiły się na tyle dobrze, że część jaj szła na handel! Robiła także masło i wspaniałe sery. Miała zawsze chłodną "śpiżarkę", wydzieloną z położonego poza właściwym domem "letniaku", gdzie stała beczka z kapustą, były skrzynki z warzywami i stały weki. Kartofle zaś były zdeponowane w kopcu zlokalizowanym tuż za stodołą. Wiosną, to, co zostało z kopca było segregowane, krojone (tak by dany kawałek miał "oczko") i sadzone na polu tuż za ogrodem. Pamiętam ich nazwę - "Flisaki". Problem był z drewnem, bo lasu było bardzo niewiele. Dlatego babcia rąbała nawet chrust i paliła nim w piecu, w domu. Zbierała go skrzętnie gdzie mogła. Tak nota bene - dziś w polu leży i gnije sobie pień. Babcia by mu "nie wybaczyła". Ergo, chłopi może i głodowali, ale nie w Księstwie!
Jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku mięso nie było w jadłospisie przeciętnego zjadacza chleba powszechne .To powiedzenie: W niedzielę ,biała koszula i mięso na obiad . Nie wzięło się z niczego.
Mam 72lata,nigdy w swoim życiu nie byłam głodna,od dziecka mieszkałam na małej wsi.Mieso jadło się w środku tygodnia i w niedzielę,ale ileż było możliwości innego gotowania i innych potraw.A wszystko było zdrowsze i smaczniejsze.Ja już od ponad dekady nie jem wieprzowiny bo nawet w przybliżeniu nie ma tego smaku co dawniej,nie mówiąc już o kurczakach z farm hodowlanych.Od pół wieku mieszkam w mieście,ale i na wsi jest inaczej,teraz bez sztucznych pasz nic się nie uchowa.
@@maciejmaciej80 Dziadek opowiadał, jak jeszcze za młodego chłopaka wjeżdżał wozem w rzekę, i w pół godziny był w stanie cały wóz łososiami załadować. I nie tylko ludzie i zwierzęta hodowlane je jedli, ale i powszechnie nimi pola nawożono.
Ziemniak jest warzywem, któremu północna i środkowa Europa zawdzięcza najwięcej. Bez niego bylibyśmy wymarli. Dziś ta cudowna roslina znajduje się w niełasce polskich restauratorów. Z każdym rokiem nad Wisłą ubywa lokali, ktore oferują normalne ziemniaki z wody - jakbyśmy wstydzili się naszego kulinarnego dziedzictwa. Gdzieniegdzie spotyka się jeszcze pure czy (o, zgrozo!) łódeczki z Macro, ale żeby znaleźć klasyczne ziemniaki z wody, trzeba przemierzyć pół dużego miasta, a czasem nawet całe. Nie mówię tu o tzw. barach mlecznych. Tam ziemniaki gotowane jeszcze są, ale nie da się ich jeść, bo nie są właściwie odcedzane. Cóż lepiej pasuje do klasycznego obiadu niż mączysta Irga, puszysta Satyna czy też delikatna Bryza ugotowana w posolonej wodzie? Ze zgrozą patrzę na trend zastępowania ziemniaków kaszą (np. do gulaszu), o bardziej dziwacznych pomysłach nie wspominając. U nas na Kaszubach kasz praktycznie się nie jada (z wyjątkiem kaszki manny). W czasach, kiedy była na kartki, karmiono nią drób. Jestem typowy "bulewny knyp" (ziemniaczany chłopak) i jestem z tego dumny. Dzień bez ziemniaków to dla mnie dzień stracony (frytek nie liczę). Bez pieczywa mogę przeżyć pół roku - bez ziemniaków najwyżej dwa dni. Jadałem w najlepszych restauracjach Polski i Niemiec. Jeśli w menu nie ma ziemniaków z wody (ostatecznie może być pure), to dziękuję i wychodzę, chyba że jest to jakaś azjatycka czy inna egzotyczna restauracja. Przywróćmy ziemniaki w polskich restsuracjach! Kochajmy nasze dziedzictwo!
z wprowadzenie ziemniakow w Europie tez ciezko bylo...Krol pruski wysylal wojsko,ktore zbieralo mieszkancow wiosek i pod bronia zmuszalo chlopow do jedzenia ziemniakow...
To koze teraz jak biedni/bogaci byli sredniowieczni polacy na tle reszty europy?( Czy taka bkeda jak tutaj opisujesz byla standradem czy jakims wyjatkiem)?
Do czasu powstania przeludnienia na wsiach normą było dostanie i niemal rajskie życie. Bieda powstała na skutek przeludnienia. W średniowieczu bidak żył na wyższym poziomie niż dzisiejszy bogaty.
@@marcinkonieczny3737 To zależy, co się rozumie przez rajskie. Jeśli blisko natury i "ekologicznie", to tak. Jeśli chodzi o wygodę i dostępne możliwości, to z całą pewnością nie.
Bardzo ciekawy odcinek jak zawsze... Jednak łapkę w górę daję jedynie ze strachu by nie nakarmiono mnie jadłem dziwnego pochodzenia, 😉 pozdrawiam wszystkich
Nawet u nas, na ziemi pod władztwem pruskim, czyli tym statystycznie bogatszym od innych części dzisiejszej Polski, dziadkowie mówią, że za ich dziadków, mięso było jedzeniem niedzielnym, a żeby codziennie jeść, to już historia najnowsza.
Akurat rozmawiałem z wieloma starszymi ludźmi - gdzie pamięć zaborów była żywa. I choć wspominali że żyło się ubożej niż z początków zaborów, to jednak mięsa raczej nigdy nie brakowało. I nikt nikomu go nie limitował - No może poza małymi gospodarstwami, a gdzie dodatkowo tatuś był pijakiem i dzieciorobem.
Moja też tak robiła. W czasie wojny jak i po wojnie cierpiała głód. Dziadka wzięto do niewoli,dom ich Niemcy spalili. Wdowa z maleńkimi dziećmi a było ich troje, miała ciężko. Tułali się po rodzinie,która wyjechała do USA,babcia pracowała po wojnie u gospodarzy w zamian za żywność .
Ja też jestem nauczony szacunku do chleba i tak jak piszecie u nas na wsi też się robiło Kiedy poszedłem do szkoły do miasta widziałem jak chłopcy z klasy kopali bułki jak piłki Było to dla mnie niepojęte Pozdrawiam serdecznie
A czy ktoś, poza Grzegorzem Braunem i Grzegorzem Płaczkiem, przejął się 200 000 ''nadmiarowych'' ofiar Szumowskiego i Niedzielskiego ?! Nawet ja zobojętniałem, uważając że ''małpia ospa'', to test na inteligencję = kto mądry, ten nie weźmie w mięsień, kto zaś pragnie ''nagrody Darwina'', to weźmie szprycę. Inna rzecz że wiele ofiar to osoby zupełnie niewinne = odcięte od lekarza przez ''teleporady''.
Nawet ja zobojętniałem, uważając że ''małpia ospa'', to test na inteligencję = kto mądry, ten nie weźmie w mięsień, kto zaś pragnie ''nagrody Darwina'', to weźmie szprycę.
Prawda jest taka ze jeszcze nie tak dawno temu chlop jadl kure w dwoch przypadkach . Pierwszy - jak byl chory , ale to rzadko . Czesciej jak kura byla chora .
@@WielkaHistoria Tak swoją drogą jak to było z drobiem? W materiale chyba w ogóle nic nie zostało wspomniane na temat kur czy jaj (ewentualnie coś przegapiłem), co sugeruje że miały raczej marginalne znaczenie. I w sumie dlaczego? Kury to raczej nie są zbyt wymagające w hodowli zwierzęta, żywią się trawą, robactwem i resztkami, szybko się mnożą i zawsze można parę jaj podebrać do zjedzenia. Brzmi to raczej jak remedium na niedobór mięsa i ogólnie żywności.
@@WielkaHistoria jak kura zaczynala kulec uznawano ja jako zdatna do zjedzenia bo uwazano,ze niebawem zdechnie. Ale ciekawa jest tez sprawa ziemniakow. W Prusach chlopow zmuszano do ich jedzenia pod muszkietami wojska i zandarmow.
Prawda jest taka, że bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Film obejrzałam, jak zawsze z resztą, z przyjemnością, ponieważ cenią Pana pracę. Ale naprawdę myśli Pan, że nasze społeczeństwo uważa schabowego i golonkę za jedzenie polskich chłopów? Mam nadzieję, że jednak nie jest z nami tak źle 😀 stawiam raczej na ziemniaki, chleb i kapustę. Chociaż pewnie głód nie był chłopom obcy. Mój ojciec pochodził ze wsi, urodził się w 1922 roku, w centralnej Polsce. O głodzie nigdy nie opowiadał, ale jadali dość ubogo i monotonnie. Jajka woleli sprzedać, niż zjeść, bo były drogie. Ale to już XX wiek. Wcześniej pewnie było dużo, dużo gorzej. Dziękuję za Pana pracę 😊
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
To jest podawanie historii w ciekawy sposób. Nawet ja z typowo ścisłym umysłem, który w szkole czy to podstawowej, czy w technikum nie znosiłem historii (jako przedmiotu szkolnego) słucham z największym zainteresowaniem.
@@euzebiuszzagorski1437 Smoki akurat istniały! - Tak nazywano dinozaury. Bieda tez na wsi istniała. Jednak tylko gdy zaistniało tam przeludnienie - Gdyż wcześniej na wsi było wprost rajskie życie - opływające we wszelkie obfitości.
No tak ale w zaborze pruskim jadano całkiem normalnie. Kuchnia śląska nie zmieniła się od 200 lat. Tak samo w Wielkopolsce. Za Wisła to był inny czwarty świat Zaborca był represyjny ale ludność nie zaznawała głodu.Więc nie nakładajmy tego na teren całej Polski.
Różni poeci i pisarze wychwalali polską wieś, a tu proszę głód, nędza i kanibalizm. Strasznie sfałszowaną mamy historię, nie ma się czym chwalić. No ale to są niewygodne tematy, bo niedożywieni chłopi mieli niedorozwinięte dzieci i tak to szło z pokolenia na pokolenie i to przez kilkaset lat.
taaa ale niedorozwój wynikający z niedożywienia nei zmienia genów inteligencie. Ty jak ten plastik co na instagramie sie pokazywał po operacji plastycznej uszu która zrobiła żeby jej dzieci sie z takimi nie urodziły XD
Tylko że nasi w odróżnieniu od zachodnich, nie kolonizowali ograbiając i zniewalając pół świata. Dobrobyt zawsze powstaje z czyimś kosztem, nie ma innej możliwości
7:44 Panie Kamilu to nie była Galicja i Lodomeria Tylko Golicja i Glodomeria Czytałem Pana Książki dotyczące Chłopstwa i Szlachty Polskiej są znakomite polecam wszystkim zamierzam kupić Wawel obecna książki Zycie w chłopskiej chacie wsi i oczywiście przeczytać jak czas pozwoli Obecnie mieszkam i pracuje w Sztokholmie Serdecznie Pana Pozdrawiam Robert
To może chociaż był drób i jajka? Pewnie nie było czym wykarmić kur? Smutne czasy dla biednych bo bogatszym jedzenia starczało. Bardzo ładnie pan opowiada. Szacunek🎉❤
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia. Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
@@marcinkonieczny3737 skąd ty te bzdury wziąłeś: 1 jeżeli przez przeludnienie rozumiesz pułapkę maztuzjańską to xix wiek nie był jego początkiem tylko początkiem jego końca 2 dieta większości ludzi zawsze i w prawie każdym kraju była w większości roślinna, przynajmniej od czasów rewolucji neolitycznej
@@rfvvfr6666 Bez urazy, ale to Ty tutaj powielasz lewacko satanistyczne bzdury. 1. Przeludnienie - pojęcie bywa względne. Gdy się liczebność (zagęszczenie na km 2) zwiększa, to najpierw braki są dostrzegalne w mniejszej ilości najbardziej pożądanej zwierzyny - u nas dotyczyło to dla przykładu turów. Ale to jeszcze bardzo mały problem, gdyż na inne można jeszcze swobodnie polować. Jednak wraz z dalszym demograficznym "postępem", i kolejnych zaczyna być deficyt - i wtedy silniejsi sobie jedynie przyznają prawo do polowania na nie. Ale i wtedy jeszcze nie ma tragedii, gdyż ludzie zaczynają zwierzęta hodować. Co prawda jest to już powiązane ze znacznie większa ilością pracy, itp. - jednak i jeszcze wtedy na tym etapie mamy naprawdę dostanie i wspaniałe życie. Gdy jednak i wtedy dalej ludzi przybywa - jak w Europie w 19 wieku - to zaczyna być coraz wyraźniejszy deficyt ziemi. A co powoduje masowy odpływ ludzi w kierunku jej poszukiwania i walki o nią. I w tym etapie mięso staje się towarem luksusowym (w początkach 19 wieku mięso było jeszcze tańsze od chleba. Połowa 19 wieku, to już tylko bogatsi mogą je codziennie spożywać). A dziś, to większość nawet nie zna smaku prawdziwego mięsa. 2. By nie odchodzić w zbyt odległe czasy, to do 19 wieku Kurpie - a którym do tego czasu udało się obronić swoją puszczę przed osadnictwem - nie znali nawet smaku chleba, gdyż podstawą ich wyżywienia były mięsiwa, ryby, miody, itp. I gdybyś poczytał 19 wieczne gazety, to wiedziałbyś, jak mięso systematycznie staje się coraz drożeje, aż w końcu dorównuje do ceny chleba - i dalej drożejąc - przestaje przez to być podstawowym wyżywieniem biedoty. I pamiętam nagłówek jednej z gazet z początku 19 wieku - alarmujący, ze ZNÓW!!! pożywienie zdrożało. I teraz to niewykwalifikowany pracownik za godzinę pracy, to już może sobie kupić tylko 8 kg wołowiny. Ciekawe ilu ludzi by się dziś mogło pochwalić aż takimi zarobkami! A trzeba jeszcze dodać, że dzisiejszej wołowiny, to pewnie wtedy nikt nawet za darmo by nie chciał. Oczywiście o rybach nikt nie wspomina, gdyż te były całkowicie darmowe, gdyż w naszych rzekach prawie przez cały rok płynęły rożne ich gatunki na tarło. i powszechnie nawet chłopi nimi nie tylko świnie kury, itp wypasali, ale też często nimi pola nawożono. I jeszcze mój dziadek opowiadał, jak w czasach swojej młodości wjeżdżał wozem w rzekę, i w pół godziny widłami potrafił cały wóz łososiami naładować! A ile dziś kosztuje dziki łosoś?! Jak dobrze dziś trzeba by mieć płatną pracę, by kogoś za rok pracy było stać na cały taki wóz dzikich łososi? (nie mówię o hodowlanych, gdyż wiadomo że te są dwa razy tańsze). I oczywiście już nawet pomijając takie aspekty, że nawet te dzisiejsze dzikie nie są wolne od skażeń! Dziś dzięki postępowi technologicznemu i powszechnej chemizacji rolnictwa, niby mamy poważny kryzys żywieniowy rozwiązany. A tak naprawdę, to nigdy w historii nie istniał taki kryzys i taka katastrofa w tej dziedzinie. Dawniej żywność była po prostu niesamowicie smaczna. A co ważniejsze, to dostarczała nam wszelkie potrzebne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju składniki. Każdy ludzki organizm codziennie podlega niezwykle doskonałemu procesowi samoregeneracji - JEDNAK! - by ten proces mógł zachodzić, to nie może być w danym dniu zbyt wiele stresu - gdyż wtedy ten proces podlega zawieszeniu - gdyż organizm koncentruje się na potencjalnej walce, lub ucieczce. A że dziś żyjemy w niezwykle nerwowych czasach........... Dalej - by proces ten mógł zachodzić, to organizm potrzebuje do niego wiele mikroelementów, itp - a które w zbilansowanej ilości były dostarczane w formie żywności. Dziś z każdym rokiem tych składników jest coraz mniej!!!! - a za to coraz więcej trucizn!!!!!! - WIĘC TERAZ NIE DOŚĆ ŻE ŻYWNOŚĆ JUŻ NIE LECZY, TO DODATKOWO CORAZ BARDZIEJ TRUJE!!!!! I stąd coś tak niespotykanego dawniej jak choroba - DZIŚ JEST CZYMŚ TAK POWSZECHNYM, ŻE STAŁA SIĘ ONA NORMĄ! W dodatku spotykamy jeszcze choroby tzw cywilizacyjne - a które w (nieprzeludnionej) naturze nie istnieją - jak choroby zębów, stawów i układu kostnego, nowotwory, cukrzyce, itd. itd, itd. A i nie zapominajmy, że choroby typu pandemie - jak dżuma, itp - są powiązane wyłącznie z większym zagęszczeniem (tak przyroda się broni przed nadmierną ekspansją jakiejkolwiek populacji). I dla przykładu - Polska w 13 bardzo słabo zaludniona - i dżuma która wyludniła prawie połowę Europy - naszych nieprzeludnionych wtedy jeszcze ziem - nie dotyka! PS Oczywiście wiem że możesz teraz polecić mi jakieś jedno z wielu opracowań, a które piętnują przeszłość, a pokazują nasza wspaniałą teraźniejszość. I jak np w średniowieczu w biedniejszych domach na przednówku dziecko za całodzienne pożywienie dostawało zaledwie kilka ziemniaków. I tylko autorzy tych rewelacji - a które były w podręcznikach! - nawet tego nie wiedzieli, że roślina ta była sprowadzona z Ameryki - więc jej tutaj zwyczajnie w średniowieczu być nie mogło. Po prostu bez przerwy demonizuje się przeszłość, by wtedy współczesność na tle tej zafałszowanej przeszłości, to nie tylko nie wygląda tak straszliwie katastrofalnie - ale wręcz wydaje się lepsza.
Dziękuję za ten materiał. Moja śp. babunia - rok urodzenia 1918 (ja mam 61 lat) z biednej mazowieckiej chłopskiej wielodzietnej rodziny bardzo szanowała żywność❤️ i umiała ugotować coś dosłownie z niczego. Wspominała że jedna wielka kromka chleba z otrąb była raz dziennie tylko dla głowy domu czyli ojca. Dlatego leżał owinięty w płócienną ścierkę na desce pod sufitem, żeby dzieci nie wyjadły. Reszta ciężko pracującej rodziny jadła tylko kaszę, ziemniaki i to co zebrali z lasu czy łąki.
Babcia w wieku dorosłym po 2 wojnie była wziętą krawcową więc już nie głodowała. Mimo to, pamiętam, że jako dziecko chodziłyśmy wiosną i latem na długie spacery i zrywałyśmy na łące komosę- takie zielone listki rosnące na łodyżkach. Po umyciu i ugotowaniu babcia je podsmażała na smalcu, dodawała jajeczko, drobną kaszkę i to było przepyszne.
Moja babunia przepysznie gotowała, pięknie haftowała i umiała cerować i wspaniale szyć oraz prać, krochmalić pościele ścierki a także maglować. Wszystkiego nauczyła się jako dziewczynka na dworze u dziedzica wsi. Był taki obowiązek, że chłopskie dzieci pracowały u dziedzica za miskę strawy. Mało zdolne dziewczęta pracowały przy krowach i świniach a chłopcy przy koniach i u kowala. Moja babunia była bardzo pojętna pracowita i obowiązkowa oraz zręczna. Więc ją wyznaczono do pomocy dworskiej szwaczki, pokojowej, praczki oraz kucharki ale tylko gdy dziedzic spodziewał się gości. Tam nauczyła się jak prowadzić elegancki dom, przyrządzać pyszne potrawy oraz cerować i szyć kroić tkaniny......te umiejętności nabyte we dworze dziedzica wykorzystała później w dorosłym życiu. Dzięki temu nauczyła mnie cerować, haftować i wielu innych perełek❤
A więc dziedzic nie tylko stosował ucisk i propinację (to jest rozpijał chłopów) ale też podnosił poziom życia i kultury ówczesnej wsi.
Jak miło poczytać wspomnień z dawnych lat ludzi mądrych pracowitych Dziękuję Pozdrawiam serdecznie że Śląska
@@Marek-z8b I my, Antki bose z Mazowsza, pozdrawiamy serdecznie.
Cudowna opowieść. Ja napisałam o jedzeniu i życiu w Kościerzynie, gdy jeździłam do dziadków jako małe dziecko, a wiele z naszych wspomnień jest wspólnych. Moja babcia też sama prała na tarze, a pościel i ręczniki potem gotowała na kuchni, w kotle. Miała też magiel poniemiecki i maglowała swoje rzeczy i sąsiadów za drobną opłatą. Prasowanie było robione żelazkiem na węgielki z kuchni. Babcia robiła cudowne koronki i serwetki klockowe. Pięknie haftowała koralikami i złotymi nićmi wzory kaszubskie. Do dziś mam babci koronki i cudowny czarny, wyhaftowany w kaszubski wzór pas kobiecy, wiązany z przodu aksamitką, jak gorset. Mam też babci maleńkie koraliki i szpilki z kolorowymi łebkami, do klockowania koronek. Jakież to było piękne, kolorowe życie, pełne zapachów, smaków, rozmów i trzaskającej kuchni. Ach......🤗🤗🤗
@@Marek-z8b wspaniała babcia!!!
Moi dziadkowie , rodzice mojej Mamy, którzy mieszkali na wsi w okolicy Lwowa, mówili, że przed II wojną światową mięso jadano tylko raz w roku - na Wielkanoc. W Boże Narodzenie najczęściej mięsa nie było. A moi dziadkowie należeli do chłopów średnio zamożnych , gdyż posiadali krowy, więc mieli dostęp do mleka i chleba-razowego oczywiście- nie zamykało się u nich na klucz. Jak chłop jechał do miasta, to przywoził dzieciom jedną bułkę z białej mąki. Natomiast rodzice mojego Ojca, którzy mieszkali w okolicy Żywca, wspominali, że ciągle brakowało żywności i na przednówku dodawano do mąki startą korę z wierzby i gotowano zupę z pokrzyw. I rzeczywiście bieda była tak straszna, że najstarszą córkę, nie mogąc wyżywić wszystkich pięciorga dzieci, wysłali do rodziny, która mieszkała na Słowacji. Bieda w Galicji z pewnością wynikała również z trudności w uprawie ziemi, ubogiej zresztą, co spowodowane było warunkami terenowymi- Babcia moja musiała roznosić po polu obornik w płachcie na plecach, ponieważ na górzysty , pochyły teren, nie mógł wjechać żaden koń. Ciekawe jest, że gwałtowna zmiana stosunków własnościowych, która nastąpiła zaraz po II wojnie światowej, diametralnie poprawiła efektywność gospodarstw rolnych, co zlikwidowało głód, przy nie zmienionej przecież technice uprawy roli, która to dokonywała sié stopniowo- ja jeszcze w latach 60-tych i 70"tych XX w. brałam udział w żniwach ręcznych.
Ja przy żniwach tecznych też brałam udział. I to do okolo 2010 roku. Po prostu we wsi jeszcze tak robili więc rodzice również. Nie wspominam tego zbyt dobrze. Charówa i pot po dupie się lejący. Nigdy więcej
Młode pokolenie niech się dowie że w latach 80 tych były kartki na mięso ,cukier, itd..i to w normach zaniżonych zdecydowanie.może o tym program niech pan zrobi....a co tu mówić o chłopach...
O sytuacji na wsi najlepiej przeczytać "Chłopów"Reymonta...dokładnie opisuje wszystkie warstwy społeczne na wsi 19wiecznej.
Ja od kilku ładnych lat twierdzę że Polaków wyzwolił dopiero manifest PKWN ,jednak po 89r tak wyprali ludziom orzeszki że to nie dociera do ich makówek
@@OLIWIA647niech się też dowie że kartek domagała się Solidarności a komuchy ze strachu przed strajkami spełnili ich prośbę
@@OLIWIA647i niech także się młodzież dowie, że jadłem wtedy zdecydowanie więcej (!) mięsa, używałem więcej cukru i piłem wódki (też na kartki), niż obecnie... Największym mankamentem tego kartkowego okresu były nieskończenie długie kolejki... Nadmiar żywności w obecnych czasach, powoduje także ogrom marnowania żywności i "kręcenia nosem" najmłodszych... Tego nieee, tamtego też nieee... Najlepiej kebsa, fryty i pizzę... Fuj! Zgroza!
Dzisiaj, widzimy wiecej zywnosci w smietniku, niz kiedys chlop widzial u siebie na stole.
No, przecież trzeba nakupować! PROMOCJA jest!
Ja myślę,że podstawowym problemem jest jakość żywności.Dobrej jakościowo żywności nikt by nie wyrzucił.W. czasie PRL była wspaniała zywnosc.My niestety,nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy i wzdychalismy do ,,pięknych",rozowiutkich wędlinek zachodnich,błyszczących,na woskowanych jabłuszek ,sproszkowanej śmietanki,granulowanej herbatki.Smak wędlin z tamtych czasów był niesamowity..wszystko naturalne.Kielbaskę wieszało się w spiżarni i ona wysychała.Nie było więc potrzeby wyrzucać tego co dobre.
@@ulaprucnal971 Zgadzam się, pamiętam jeszcze takie smaki z dzieciństwa, nawet ogórek własnego chowu, który i tak składa się przecież głownie z wody miał lepszy smak. Ale tym bardziej, jeśli korzysta się tylko z supermarketowej żywności, nie ma sensu robić zapasów. Sytuację pogorszył jeszcze zwyczaj "jedzenia na telefon" rozpleniony od 2020r. zamawia się całe standaryzowane porcje, a nie tyle, ile faktycznie zamawiający może zjeść w danej chwili - więc mnóstwo niedojedzonych resztek ląduje w śmietnikach - i jeszcze hurtowe ilości opakowań z nich.
@@ulaprucnal971ja też pamiętam, najczęściej paskudne wędliny, fale zatruć, niedobory towarów to był dramat. Teraz masz importowaną i polską żywność bardzo dobrej jakości w rozsądnej cenie. Przetworzyć żywność możesz też samodzielnie. Masz w pamięci raczej sentyment. Kup lepszej jakości żywność i pogadamy.
@@ulaprucnal971Tak to prawda w czasie PRLu jedlismy zdrowe jedzenie a tesknilismy do pieknych opakowan zywnosci jak na zachodnie…
Ależ ciekawy podcast!!!! Oglądałam z zapartym tchem i przypominałam sobie wakacje u dziadków w Kościerzynie na Kaszubach. Była 1 świnka i mięso było po uboju, który robił jakiś obcy mi gospodarz. Były też kury na rosół niedzielny i króliki. Pół ha kartofli i ok. 2000 m kw warzywniaka. Po mleko i masło chodziłam z kanką do oddalonego gospodarza. Pamiętam moją ulubioną zupę ze zsiadłego mleka, która nazywała się (a jakże) "polewka" i jadło się ją z oddzielnie ugotowanymi kartoflami. Były smażone w cieście i marynowane w słodkawej zalewie octowej rybki (różne, nawet małe) z targu, bo wokół są 2 jeziora. Śledzie były b. rzadko, bo moja ciocia przywoziła je 60 km z Gdańska. Gdy dziadek musiał zaorać ziemię pod sadzenie kartofli, pożyczał konia z pługiem i orał sam. Z kolei mój wójek, syn babci zbierał różne zioła i suszył na poddaszu, a potem sprzedawał w punkcie skupu. Dziadek sprzedawał na targu w torebkach po cukrze owoce z sadu, a kiedy wracał kupował mi zawsze dropsy mleczne. To były jedyne słodycze, poza ciastem drożdzowym z owocami, które babcia piekła. Wszyscy gospodarze pomagali sobie, rodziny były zżyte. Nie było oczywiście telefonów, a jednak wszyscy wiedzieli, co słychać u sąsiadów i nawet dalszych znajmych. Babcia była bardzo zaradna i choć nie było lodówki to zawsze było smaczne, proste jedzenie. Poza tym ciągle podjadałam owoce, lub coś z warzywniaka np. zielony groszek, truskawki, czy pomidory prosto z krzaka. Nie było telewizora, tylko trzeszczące radio, z podświetlanymi stacjami. W każdym pokoju stał duży piec kaflowy, a w łóżkach były prawdziwe sienniki i pierzyny. Życie, które już nie wróci. Pozdrawiam wszystkich pamiętających.
Co za piekny opis dawnego, prostego i ZDROWEGO zycia. I mimo ciezkich warunkow prawie bezstresowego. Pamietam lata 60-te, 70-te
tak sie zylo wtedy choc ja nie pochodzilam ze wsi ale mielismy czesty kontakt z nia. Uwielbiam do dzisiaj te wspomnienia. 😊
U nas (południowe Kaszuby, okolice pomiędzy Bytowem a Chojnicami) polewkę jadano razem z ziemniakami. Do dziś jest to jedna z moich ulubionych zup.
A nie byłabym pewna że nie wróci ...pierwszy krok naprzód ekolodzy zrobią w kierunku im znanym.....jeszcze 60lat temu paczki świąteczne dla dzieci pakowane były w duże szare torby.....
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
Dla darów nieba,
Tęskno mi, Panie. (Cyprian K. Norwid)
Uwielbiam ten wiersz..
@@ulaprucnal971 Poznałem go w wersji śpiewanej = zespół : De Press, wokal : Andrzej Dziubek. Warto odszukać tę wersję w sieci.
Bardzo mądry z Pana człowiek a sam kanał to kropla wartości w bezwartościowym ścieku internetowego contentu 👌
Dziękuję za tak miły komentarz :)
Francuzi się szczycą żabami rakami itd,ale to było z biedy ,u nas żur, kapusta ziemniaki z kwaśnym mleku pierogi zschabowy to rarytas
@@jozefmolawka7190 Nawet za okupacji nie jedliśmy ślimaków , żab itp . Francja chyba ma gorsze warunki glebowe niż Polska ?
@@WielkaHistoria
13:07 - „... pierwszym był ry” ???
Pięć razy odsłuchiwałem i tylko mogę się domyślać, że chodzi o „ryż”, ale czy to o nim mowa ?
@@Lukasz-Lach"pierwszym były"
Super wnosi pan tyle interesujących wiadomości o dawnych czasach ❤
Bardzo ciekawe informacje . Czekam na następny filmik. Dziękuję!
Moja babcia,rocznik1910 urodziła się w Galicji.Jako mała dziewczynka została pólsierota,bo jej matka zmarła po kolejnym połogu.Była tam taka bieda ,że jedli zupę z pokrzywy i lebiody,a do szkoły chodziła pożyczając buty od starszej siostry(Bo tylko jedną parę miały.Dopiero praca we dworze przyniosła jej lepsze życie a potem męża,mojego dziadka ,obrotnego i uczonego chłopa ,który zapewnił jej godne ,jak na tamte czasy życie.
Pokrzywa, lebioda-komosa - samo zdrowie, żryjcie "zdrowe" mięso, ja pozostaję przy "chwastach".
Pochodzę z rodziny mieszczuchów, ale w dzieciństwie dostałam lekcję na temat mądrości polskich chłopów. Powiedziałam Ojcu to, czego nauczono mnie w szkole: "przed wojną chłopi w Polsce byli tak biedni, że z głodu musieli jeść pokrzywę i lebiodę" Wtedy Ojciec mi powiedział, że polscy chłopi po prostu byli mądrzy. Wiedzieli, że skoro w zimie nie mieli wiele witamin, to na przednówku mogą (i muszą) je uzupełnić pierwszą zieleniną, jaką można znaleźć na polu, a były to właśnie młode pędy pokrzywy i lebiody. Żeby nie być gołosłownym, Ojciec zabrał mnie do pobliskiego lasu, gdzie nazbieraliśmy sporo młodych pokrzyw, z których w domu Ojciec ugotował potrawę według przepisu na zasmażany szpinak. ( Do pokrzywy można było też dodać młode listki szpinaku lebiody lub rzodkiewki). Wierzcie mi, to było przepyszne!
@@Aleksandra1944 💗💗💗
Gospodarz, czy polski chłop, mając kawałek ziemi ciężko pracował aby wyżywić rodzinę. Fakt, tak jak i teraz jeden radzi sobie w życiu, drugi z różnych powodów nie. Polacy pod zaborami musieli wykarmić też darmozjadów zaborców, więc chowali żywność i radzili sobie z tym nieźle, choćby budując w ziemi ziemianki na produkty i umieli je dobrze przechować.
Mój tato urodził się w 1911r. i był najmłodszym dzieckiem wśród 9-ciorga dzieci, mieszkali na wiosce w pobliżu Poznania. Kobiety potrafiły przyrządzać bardzo smaczne dania. Do tej pory tradycyjne śniadanie to ziemniaki w mundurkach i twaróg ze śmietaną, pyszne i zdrowe, oczywiście nie brakuje i innego rodzaju jedzenia dla gości, w tym wędliny i mięso w słoikach. Są jeszcze u nas albumy ze zdjęciami z wesel sprzed 1900r i późniejsze. A więc i w tamtych czasach potrafili sobie radzić, skoro nawet fotograf był na licznym weselu. Gorzej na pewno było w miastach, gdzie głód i choroby wywołane szczepionkami (jak teraz wiemy) dziesiątkowały ludność nie tylko polską. Kanibalizmu dopuszczali się ludzie w Rosji, gdzie rzeczywiście był potworny głód.😢 U nas, to żydzi khazarscy dopuszczali się kanibalizmu, jak kiedyś mówiła mi mama, wtedy nie wierzyłam, mówiłam, że to pewnie tylko plotki. Jednak to prawda.
Moja babka gdy widziała przez okno że sąsiadka idzie lub sąsiad to chleb kładła na stole, co było oznaką bogactwa. Bo u innych chleb (jeżeli był) był chowany do skrzyni i zamykany na kłódkę
I u zamożniejszych gospodarzy chleb był zamykany i wydzielany! Tak opowiadała babka mojego męża która mieszkała na wsi!
@@wearemotorhead4747 Jesteś żałosny!
Moja babunia rok ur 1918 jako dziecko nie jadła chleba. Był tylko dla ojca- chowany w ściereczce na desce pod sufitem chaty żeby nikt inny nie zjadł. Biedne takie dzieciństwo😢
@@Jolie-z2w No rozumiem, bo ojciec musiał mieć siłę do pracy. A dzieci w tamtej rodzinie czym głównie żywiono ?
Moja sp babcia też mówiła że jej rodzice chleb zamykali do skrzyni Każdy z 7 dzieci dostawał po pajdzie i na tym koniec
Mamy szczęście że żyjemy w takich czasach że żołądek można napełnić. Chociaż nie wiele trzeba żeby to wszystko prysło. A nie jesteśmy przygotowani żeby samodzielnie pozyskiwać żywność.
@@wearemotorhead4747 To zależy ile chcesz wydać. Szynka za 20PLN/kg będzie nią tylko z nazwy. Przyzwoita szynka kosztuje od 50PLN/kg. I oczywiście każda szynka BYŁA i JEST konserwowana solą peklową - inaczej w ciągu tygodnia do dwóch stanie się zabójcza.
Wiesz ile kosztuje ziemia, wiesz ile zarabia polityk, który odpowiada za " obron cywilną ", która nie istnieje ?! A chętnych do jedzenia będzie więcej niż rąk do pracy !!! Jak i w Sejmie i Senacie ! :)
E tam, nie ma jak ciepłe kraje, gdzei jedzenie cały rok rośnie na drzewach, czy tam palmach itd
@@Cahir222
😂 to te uje z tych organizacji humanitarnych to bandy oszustów, wciskają nam że tam w tych ciepłych krajach ludzie padają jak muchy z glodu, mimo że żeby nzkarnic jednego wystarczy 1$
A ile się wyrzuca? Zwłaszcza tylko po jednym dniu tzw. wolnym. Ludzie teraz strasznie marnują żywność
Pamietam jak dziadek (z obszaru historycznej galicji ) straszył mnie przednówkiem a urodził się już po 2 wojnie światowej więc nie mógł pamiętać między wojnia, a mimo to nawet za prl z tą aprowizacją na wsi bywalo różnie. Pozdrawiam
Dziękuję i czekam na kolejny odcinek
Ależ ten kanał jest wspaniały! Tyle wiedzy! 😌
Niby tak. Jednak gość nie wspomniał, że bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Super kanał i nagranie, pozdrawiam
Głodowali ci co najciężej pracowali przy produkcji żywności czyli chłopi, a na dworach opływali w luksusach i stoły się uginały. Niestety cały czas jest ten sam system działania. Ci co najwięcej pracują, mają zwykle najmniej, a ci co tylko niby rządzą, tak jak dawniej, toną w przepychu, żyjąc z pracy tych najbiedniejszych.
To niestety nie do wszystkich to dociera. Stąd pod wpływem propagandy, prania mózgów i wszelkich innych zabiegów socjotechnicznych, ci co najwięcej pracują, idą jak barany do urn i głosują na pasożytów, którzy żyją z ich ciężkiej pracy.
Oooo, znasz się ! Ciekawe z jakich źródeł czerpiesz wiedzę
@@robwos8664 Uważasz, że wszyscy są równi i tyle samo posiadają? Jesteś w jakimś odosobnieniu i nie nie wiesz co się poza murami dzieje?
Straciliśmy 25-hektarowe gospodarstwo, gdy Balcerowicz podniósł oprocentowanie kredytów w jedną noc o 120 % = zostały nam tylko resztki pól i lasów. Śp Andrzej Lepper w 1992 roku do mego śp Taty : ''Pomagamy tylko swoim'' = wkrótce połowa mej rodziny była w Samoobronie :) Za ''pierwszego'' Balcerowicza, przewodnia rola proletariatu została zastąpiona przewodnią rolą banków ''too big to fail'' = jak słusznie zauważył prof. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. Nazwał Gwiazdowski obecny ustrój : ''bankokracją'' Wtedy było naprawdę ciężko. Broniliśmy się też kłusownictwem. Czeska strzelba ''Zbrojovka'' była główną żywicielką rodziny. Polędwiczki sarnie w sosie własnym, to najlepsze co jadłem w całym moim półwiecznym już życiu. Dobrą robotę robił też wielki foliak z pomidorami, papryką i ogórkami. Nadwyżki udawało się spieniężyć, bo pomidory były wyjatkowo smaczne i aromatyczne.
Bez przesady, komunizmem tu zajezdza, w dzisiejszych czasach kazdy ma szanse na godne zycie, albo posiadajac edukacje i przez to znalezieniem sobie jakiejs roboty, albo majac smykalke do biznesu, albo nie posiadajac takowych ciezka praca. Jeszcze nie bylo w historii takich czasow dobrobytu dla zdecydowanej wiekszosci ludzi.
Chyba takim jedynym prawdziwie chlopskim daniem jakie do naszych czasów przetrwało jest groch z kapustą.
A ja 39 letni kucharz w życiu tego nie jadłem. Babci i mamy pytałem i też nigdy nie próbowały tego. / Południowe Podlasie
@@Kamillo041285 Skrojona kiszona kapusta, trochę przemyta wodą aby była mniej kwaśna, rozgotowany groch (ten suchy oczywiście) rozgotowane dalej w proporcji 1:1, do tego kilka suszonych grzybów, sól i pieprz., liść laurowy, ziele angielskie. Je się to z gotowanymi ziemniakami. Przynjamniej u mnie.
Nie dziwi mnie że jak ktoś nie ma w tradycji aby to robić na wigilię to nie zna tego dania, bo smakuje najwyżej przyzwoicie, a wygląda jak wygląda.
A w wersji tradycyjnej, czyli bez tych zagranicznych przypraw, do których chłopstwo nie miało dostępu, robi się z tego danie jeszcze smutniejsze, ale za to składające się wyłącznie z tanich i dostępnych w zimie składników.
@@marmolada1395 u mnie jedno z dań wigilijnych, bardzo lubię! dodam, że jestem z Warszawy 😉
Pyszne, gotuje do ten pory.
Polecam. To jest pyszne danie. Jedno z moich ulubionych w Wigilię. Koniecznie z pieprzem i majerankiem. Pycha
Z dziecinstwa pamietam, ze u gospodarzy, wychodzacych w niedziele do kosciola zostawiano na stole chleb, przykryty recznikiem i obok noz. Drzwi byly nie ryglowane, aby przechodzacy glodny czlowiek mogl sobie wejsc i ukroic chleba. Piekny to byl obyczaj !
Przy wejściu stało też wiadro z wodą i kubek. Ta tradycja zachowana była u moich rodziców jeszcze do niedawna
i koniecznie przed ukrojeniem robili znak krzyża nożem na spodzie bochenka
@@romanmichalak2206 Tak, ten krzyż najlepiej zaspokajał głód - na cmentarzu.
@@kazimierzLenin Zaspokajał głód na wieki😁
Ok 9:00 ja słyszałam że żeby w sumie móc przeżyć to rodzice oddawali sąsiadom swoje dziecko a tamci im swoje, bo inaczej nie byliby w stanie zjeść własnych dzieci...
Szok
a pochodzę z byłej Zamojszczyzny ❤
Bardzo dobry odcinek. Dużo wiedzy, dziękuje i pozdrawiam serdecznie.
Dowiedziałem się o głodzie w Galicjji. O Irlandii wiedziałem. Pewnie nie ja jeden. To jest smutne.
Witam wszystkich serdecznie nikt tu na razie o tym nie pisal to moze będzie to niektórych ciekawilo Urodziłam sie wroku wybuchu wojny w rodzinie chlopskiej i pamietam doskonale zycie po wojnie w srednio zamoznej wsi Jako dziecko widziałam kazdej niedzieli dziadow jak sie mowilo na zebrakow w dniu odpustu bylo ich bardzo duzo i rozni lacznie z dziećmi Ludzie rzucali im ile tam mogli a ja z starsza siostra dawałysmy po cukierku bo pieniędzy nie mialysmy Zebracy chodzili po wsiach i nawet nocowali na podlodze na slomie ludzie co mieli to dawali do jedzenia Było to powojnie Jako dzieci lubilismy sluchac ich opowiesci szli od domu do domu byli bardzo biedni niektorzy kalecy zal bylo patrzec Dzis tez czasem przed kosciolem zbieraja jalmuzne choc mieszkam w duzym miescie Kiedyś nie bylo pomocy panstwa Film Chlopi oddawal prawdziwy obrazbprzecietnej polskiej wsi Pozdrawiam
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Pochodzę z rejonów Łęczycy. I znam opowieści moich śp. dziadków, pradziadków. Wydawać się mogło, że to centralna Polska, rolnicza. Niestety, główne zyski z pracy na roli czerpała arystokracja. Nawet jeszcze w latach międzywojennych były dwory szlacheckie i bogaci magnaci którzy za nic mieli chłopów, i wykorzystywali ich ile się dało. O dziwo, może i to szokujące, ale moja babcia nauczyła się haftować, robić na drutach, szyć na maszynie za okupacji u Niemca, jako nastolatka. Po wojnie mogła zabrać niemiecką maszynę do szycia i robiła różne robótki gdy nie było niczego w sklepach. Co do żywienia, to dokładnie tak było jak opowiadasz w filmie, dziadkowie nie raz opowiadali jak się żyło przed II WŚ. Bieda, zupy zalewajki, lury, kapusta, a placki to się robiło na płycie żeliwnej kuchni. Mięso widziało się rzadko. Natomiast pradziadkowie opowiadali mi jak było jeszcze przed I WŚ. Nikt się o nich nie troszczył, nawet proboszcz na parafii. Służyli i czasem musieli obrobić ziemię innych w zamian za jakąś marną jałmużnę. W miarę Dobrze się mieli Ci co umieli choć trochę pisać, czytać i mieli jakiś fach w ręku, np. kowale, cieśle, bednarze itd. Te grupy miały większe przywileje.
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Dlatego Marcin proponuje Ci, żebyś dał dobry przykład i się zutylizowal dla dobra ludzkości.
@@JustynaKauza-zj9eq Oj Justynko, Justynko - Chrześcijańska idea harmonii demograficznej nie jest po to by kogokolwiek mordować (w tym i siebie), ale by ratować ludzkie życie i jego godność.
A jeśli marzy Ci się mordowanie, to zapisz się do jakiejś satanistycznej religii, czy ideologii kultu płodności - Bo to właśnie skutki przeludnienie powodują co roku śmierć dziesiątków milionów ludzi, i niewyobrażalną biedę i cierpienie.
@@marcinkonieczny3737 Dał wpis prawak kultysta z sekty rzymskokatolickiej od tego kremówkowego Karola co chronił i bronił pedofili w czarnych kieckach kochających dzieci we wszystkie dziurki ciała.
Wymagasz od Marcinka żeby się zutylizował, jak on pomimo tego że ma chmarę dzieci to i tak żyje jak bogacz.
Świetna robota, Kamil. Tak 3maj👍
Historia moich przodków wciąż jest we mnie żywa. Koniecznie potrzebuję mieć chleb w domu i jem codziennie, najchętniej razowy, a także uwielbiam ziemniaki. Moim ulubionym ciastem jest szarlotka. Od swojej babci wiem, że ona i jej rodzice w małej mazowieckiej wsi żywili się głównie chlebem i ziemniakami, wyrobami mącznymi oraz mieli sady z jabłonkami, więc często robili szarlotkę.
Z tą zupą to nie o taką zupę mi chodziło. Też gotuję sobie taki Gerber na towarze z podwórka. Ten pra przodek zupy to były słodkawe pomyje z dyni i zacierki . Cytuję babcie trochę wulgarnie " jakby psu dupę oblizał" myślę że to uzupełnienie odzwierciedli biedotę dania.
Moja śp. babcia - Księżaczka z Kompiny wspominała jak przed wojną grudniowe świniobicie było w domu świętem, bo na niedzielny obiad była wątroba z cebulą. Z jednej strony nie lubiła tego świniobicia, bo był przeraźliwy kwik, krew i smród "flaków", które trzeba było nosić i czyścić. Z drugiej było to zawsze wyczekiwane, bo były "rarytasy" - wątroba, cynaderki i słonina. W czasie świniobicia główny temat rozmów między sąsiadami to była grubość słoniny. Jak u kogoś była tylko "na dwa palce" to było biednie. Jak "świntuch" miał słoninę na "piędź", to był "sielnie wypasiony" i rodzinie słoniny, smalcu nie zabrakło do Wielkanocy. Poza świniami hodowano jeszcze gęsi, które dzieci pasały latem na mokradłach nad Bzurą. Gęś jednak rzadko u kogo była na stole, bo w październiku skupował je "żyd".
Też pamiętam świniobicie u babci na wsi. Miałam te same odczucia.
Taki głód na wsi.To co jedli ludzie w mieście?Gdzie mieli coś uprawiać?
Zupełnie jak w "Chłopach" Reymonta. Nawet język ten sam.
Pięć palców!!!
Tak tak,tez pamietam takie teksty .a ze swinki,Jak wiadomo nie marnowalo sie nic☝️ wszystko bylo zjadane na taki czy inny sposob
Robi pan wielką robotę.
Uświadamia pan Polakom skąd
idziemy. Jak po wiekach takiego
życia mamy być ludźmi umiejącymi
żyć bez kłamstwa , kombinowania
i wiecznej , prawie wrodzonej
desperacji ?
Ale takie życie nie było tylko w Polsce, nędza i głód towarzyszyły ludziom od zawsze i dopiero rewolucja przemysłowa to zmieniła.
@rfvvfr6666 to tak jakby powiedzieć ,że wszyscy są owłosieni.
Jest taka teoria ( prawda ,że jedna z wielu )
która stara się dowieść co sprawia ,
że jedne nacje prosperują a drugie nie.
Zawiera 3 elementy :
Religia ( uczy nas stosunku do bogactwa )
Klimat ( zimny uczy planowania )
Promien identyfikacji ( jak daleko jakieś
dobro w naszym otoczeniu uważamy
za własne - im dłuższy tym lepiej )
Moim zdaniem nas ratuje klimat.
@@piotr.leniec-lincow5209 Teoria jest zawsze prawdziwa. Sprawy nieudowodnione określamy terminemTeza. Moja uwaga jest nieco upierdliwa, ale takie są zasady
@@jacekluniak7359 OK. Ale teorie
się obala jako nieprawdziwe.
Zaczynając od tezy , antytezy
i metody naukowej.Wiec nie
zawsze. W nauce nic nie jest
na zawsze.
@@jacekluniak7359 ale komentarz
do rzeczy i wcale nie upierdliwy.
Mój ojciec rocznik 1929 chodził zimą w drewnianych butach do szkoły, pamiętał klepisko w izbach i do śmierci wspominał, że wie jak smakuje głód ... i to wszystko 30 km od Krakowa ( Słomniki ).
Mój dziadzio, rocznik 1936 miał buty na spółkę z siostrą, tornister zbił sobie sam z desek, głód był codziennością... 10 km od Krakowa...
Bieda była straszna, Moi dziadkowie do końca życia trzymali po kieszeniach kawałek chleba albo jakiś cukierek. Pochodzili z pod Lwowa.
Tak Znałem pana który idąc spać chował pod poduszkę kromke chleba A ja będąc dzieckiem pracowałem na polu zbierając ziemniaki po orce pola po ziemniakach Mama przygotowała w bańce biała kawę jajka chleb swiezutki z masłem i siedzimy na między a pan który orał koniem nie swoim a pożyczonym mówi cyt patrz Alina jak dzisiaj jest dobrze Mamy chleba pod dostatkiem masło jajka i białą kawę Bardzo utkwiło mi to w pamięci Pozdrawiam
Na Slasku jedzono zurek kazdego dnia.
W piatek rybe a kurczaka lub mieso tylko na Niedziele.
Opowiadala mi Babcia z okolic Woznikow Slaskich.
Świetna historia na kanale ,dziękuję
Z przyjemnością wysłuchałam. Dziękuję
Głód na polskiej wsi został praktycznie zlikwidowany dopiero za czasów władzy ludowej PRL. Stało się tak z jednej strony za sprawą reformy rolnej i parcelacji szlacheckich folwarków a z drugiej z racji odpływu wielkiej ilości młodych ludzi ze wsi do miast. Odpływu do powstającego z gruzów przemysłu oraz budownictwa, które potrzebowało ciągle noych rąk do pracy. Do tego dochodził postęp techniczny, szersze zastosowanie nawozów sztucznych, mechanizacja i związany s tym wzrost wydajności z hektara. Pozdrawiam wszystkich weteranów pamiętających tamte historyczne przemiany.
Tak rozwój był na całego i pewnie jeszcze dostałeś medal za walkę z reakcyjnym podziemiem?
@@zdzislawdyrman221 Ty idiotą jesteś z urodzenia czy nabyłeś idiotyzm w trakcie amerykańskiej "edukacji"?
@zdzislawdyrman221 Gdybyś smarkaczu miał okazję słuchać opowieści ludzi, którzy żyli w tamtych czasach, którzy głodowali na przednówku, którzy za złotówkę musieli pracować cały dzień przy zbieraniu ziemniaków u bogacza, to byś tak nie pyskował. Ale ty smarku nigdy głodny nie byłeś.
@@zdzislawdyrman221 Spróbuj odróżniać propagandę od faktów. Głód na polskiej wsi do lat czterdziestych XX w. był po prostu faktem, a po reformie rolnej stał się już tylko historią.
@@ScyzorF16smarki to ty masz w nosie flecie. Rozjebaliscie ten kraj po 2 wojnie światowej i żaden z was nie miał odwagi z tym cokolwiek zrobić. Jedne co w tym kraju wprowadziliście to alkoholizm na szeroką skalę i z tego możecie być dumni.
Miłość do ziemniaków jest kolejnym potwierdzeniem mojego pochodzenia. Super odcinek
Ja pochodzę z Kaszub. U nas, podobnie jak w całych Prusach, bulwy są ważniejsze od chleba. Dzień bez nich to dzień zmarnowany. Kaszy nie biorę do ust.
Co za historie 🤔każda ciekawska od poprzedniej 👍jest czego się douczyć . Dzięki panie Kamilu👏
zaraza ziemniaczana chyba spowodowała też wielki głód w Irlandii i wielką emigrację do Ameryki
Też moją pierwszą myślą, gdy padła data 1846, to była Irlandia. Autor tego filmu ironizuje, że tak jak my dwaj, większość kojarzy Irlandię a nie kojarzy głodu w Galicji ...
Kiedy kromka chleba spadla na podłogę, babcia ( rocznik 1903) podnosiła ją, całowała i przepraszała, żeby chleb się na nas nie obraził.
Ja do dziś tak robię. Już nie pamiętam gdzie sie tego nauczyłem.
@@morusalba1518 ja również to pamiętam.I robię tak do tej pory.
Ja tez to pamietam ze chleb sie całowało jak coscis bardzo cennego, gdy przypadkiem upadł to trzeba bylo podnieść i pocałować w przeprosiny..
Ja całuje chleb nawet jak nie upadnie😁 z wdzięczności że mam co jeść.
Piękne zdjęcia wiejskich chat. Wykład wspaniały.
Jak się miałem żenic kiełbasa wisiała , jak się ożeniłem gdzieś się podziała ... .
Może to urywek piosenki dawnej bo takie bywały Fajny tekst Pozdrawiam serdecznie
Świetny materiał, dziękuje :)
Na Podhalu jadano dużo gotowanej kapusty z gotowanymi i mieszanymi -ugniatanymi ziemniakami , także tzw kluskę - gotowane na wodzie tartę ziemniaki z dodatkiem mąki ,pszennej lub owsianej . Także pieczone placki z gotowanych ,ugniatanych ziemniaków i mąki jaka była ,a zwane na Podhalu -moskolem
To wsxystko co piszesz to jadłam u mojej babci góralki ( w domu u mamy i taty nad morzem mialam o wiele lepsze jedzenie). Babcia kupila mi raz w spółdzielni na gorce kawalek kiełbasy , ale tylko dla mnie, powiedziala mi ze ona nje bedzie jadla bo dzisiaj jest piatek i post.
Moja Babcia zawsze jadała wszystko z chlebem. Taki zwyczaj wyniosła z domu, raczej bogatego. Do zupy chleb, do sosu chleb, nawet jeśli były ziemniaki. Wytarła nim cały talerz. Ziemniaki gotowała zawsze bez soli, co długo mnie zastanawiało, teraz już nie dziwi. Odcedzala do innego garnka tę wodę, bo kiedyś to było picie dla krów. Solila za to za dużo. Raczej gotowała tłusto i dodawała śmietany, chyba jako kompensację za dzieciństwo. Za to Dziadek, chłop z absolutnej biedy, z rozrzewnieniem wspominał zupę brukwianą. Brukiew zniknęła że stołów Polaków po 2 WŚ, nad czym ubolewał.
Mądre spostrzerzenia. Brukiew natomiast wydaje się być dość popularna za granicą. W anglii łatwo napotkać ją w większych supermarketach
To tak jak moja i też z bogatego domu. Dziadek był obrotny i mięso mogła jeść codziennie, a i tak do ziemniaków zawsze chleb. Z filmu wynika, że to znak statusu, a nie dziadostwa. Dla mnie to było dziwactwo, choć z drugiej strony chleb robiła sama i póki był relatywnie świeży, to był bardzo dobry, a po kilku dniach już tylko trwały, ale wciąż jadalny. Zupa go rozmiękczała i był znowu ok.
Też lubiłem chleb, niestety jego jakość na przestrzeni ostatniej dekady poleciała strasznie
@@HerrGrasso mój Pradziadek był podobno jak Boryna. Surowy, skąpy, bogaty na tyle ile mógł, robotny. Zresztą, mieszkali pod Łomżą, co widać było w jej kuchni. Ja po niej uwielbiam chleb, nie wyobrażam sobie zupy bez chlebusia. Za to brukwii, pasternaku czy jarmużu nie tknę nawet kijem. A, właśnie. Oboje uwielbiał kasze wszelkiego rodzaju. Owsianki też. Na wodzie i mleku, na słodko i wytrawnie. Coś upiornego🤐
@@wolfyEmanuelle Ja też do zupy zawsze chleb. Moja druga babcia też była spod Łomży (Kownaty), ale bardzo mało o niej wiem, bo ojciec się nie interesował, a jak dostała wylew, nie było kogo pytać. U tej babci lepsze żarcie było pod kluczykiem - z czegoś to musiało wynikać. Wojnę spędziła w Niemczech i myślę, że to też miało podobne powody.
A propos słoniny za piecem: w żoninych okolicach Łęczycy złośliwo - zazdrośnie mówiło się o niektórych, że u nich "psy na kiełbasach wiszą" czyli wylewało się bogactwo nieprzyzwoite jeżeli nie całkiem grzeszne.
Z całego filmu,kotek😸 najlepszy aktor!👍👍👍👍👍🖐️🖐️🖐️🖐️🖐️🖐️
Świetny film👍
Dziekuje bardzo za kolejny ciekawy odcinek 👍👍👍
Dziękuję panu za kolejny ciekawy film
W jego filmach Polacy nie jedli nie pili nie myli się,krowy nie dawały mleka kury jajek,domy były szałasami, same bzdury
Dziękuję i pozdrawiam.❤️
Z zainteresowaniem chłonę wiedzę,którą pan przekazuje. Urodziłam się jak moje babcie już nie żyły,dlatego wszystko co tutaj słyszę jest jak czerpanie że skarbnicy. Dziękuję
Ciekawiej byłoby posłuchać o czasach sprzed przeludnienia wsi. Bo wtedy to chłopi żyli w naprawdę Rajskich warunkach. A i mięso do 19 wieku było tańsze niż chleb.
Dziękuję za ten materiał. Zamówiłam książkę już się nie mogę doczekać . Pozdrawiam .
W Konopielce Redlinski opisuje zachwyt dziadka Bartosza kiedy uczycielka smaży schabowe i cybulę. Które później Kaziuk glowa rodziny każe wrzucić do kapusty bo mięsa z typowych 4 porcji obiadowych starczy na miesiąc jedzenia.
To daje pojęcie jak często chłopi jeśli mięso jeszcze na początku XX wieku. I że był to prawdziwy frykas.
To nie zachwyt, lecz oburzenie, że "panienka" "marnuje" takie ilości jedzenia.
Wedzona slonina byla dlugo jeszcze rarytasem po wojnie.
Muszę powiedzieć że dobrze przyprawiona i wędzona słonina dla mnie jest nadal rarytasem. W porównaniu do masła wątpliwej jakości które można kupić w lidlach i biedrach nie ma sobie równych.
Moi dziadkowie urodzili się po wojnie, a słoninę to traktowali jak przysmak największy, albo jakieś podgardle, czyli to czego teraz ludzie unikają.
Wędzę również słoninę. Pychota i rarytas bo nigdzie się tego nie dostanie.
I nadal jest😊
Za dziecka usnułem teorię że na terenach polskich głodu nie było bo u nas ślimaków i żab nie jedli. Za to we Francji to pewnie nie umieli uprawiać pól dlatego jedli ślimaki. Dziękuję za uświadomienie :)
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Dzięki za film pozdrawiam
Moja Mama, która sto dwadzieścia lat temu się narodziła miała dar o dawnych dziejach opowiadania.
Obrazowo opowiadała o przednówkach z czasie pierwsze wojny, kiedy wypalone na piaskach żyto ledwie się kłosiło,
a żywicielka krowa jeszcze się nie ocieliła.
Dlatego starano się mieć dwie krowy,jeżeli jedna się ocieliła w styczniu a druga w czerwcu to mleko było dostępne cały rok.
@@Dominik-gt9sd Na miedzy, dwóch krów nie utrzymasz.
@@jerzysrodka3643 Nic takiego nie napisałem,chłop z dwoma krowami nie należał do najbiedniejszych i musiał mieć chociaż te 3 hektary,albo dokupywać siano.A i tak mając te dwie krowy nie jedzono pełnego mleka tylko odciągane z tłuczu,albo zdawano te parę litrów do mleczarni.
Bardzo ładnie przedstawiona historia, materiał świetnie zrobiony , super filmik , pozdrawiam 😊
Teraz jest dużo lepiej i dużo nowotworów tak zdrowo,
By się nie rozpisywać: Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Dziś dzięki postępowi technologicznemu i powszechnej chemizacji rolnictwa, niby mamy poważny kryzys żywieniowy rozwiązany. A tak naprawdę, to nigdy w historii nie istniał taki kryzys i taka katastrofa w tej dziedzinie.
Dawniej żywność była po prostu niesamowicie smaczna. A co ważniejsze, to dostarczała nam wszelkie potrzebne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju składniki.
Każdy ludzki organizm codziennie podlega niezwykle doskonałemu procesowi samoregeneracji - JEDNAK! - by ten proces mógł zachodzić, to nie może być w danym dniu zbyt wiele stresu - gdyż wtedy ten proces podlega zawieszeniu - gdyż organizm koncentruje się na potencjalnej walce, lub ucieczce. A że dziś żyjemy w niezwykle nerwowych czasach...........
Dalej - by proces ten mógł zachodzić, to organizm potrzebuje do niego wiele mikroelementów, itp - a które w zbilansowanej ilości były dostarczane w formie żywności. Dziś z każdym rokiem tych składników jest coraz mniej!!!! - a za to coraz więcej trucizn!!!!!! - WIĘC TERAZ NIE DOŚĆ ŻE ŻYWNOŚĆ JUŻ NIE LECZY, TO DODATKOWO CORAZ BARDZIEJ TRUJE!!!!!
I stąd coś tak niespotykanego dawniej jak choroba - DZIŚ JEST CZYMŚ TAK POWSZECHNYM, ŻE STAŁA SIĘ ONA NORMĄ!
W dodatku spotykamy jeszcze choroby tzw cywilizacyjne - a które w (nieprzeludnionej) naturze nie istnieją - jak choroby zębów, stawów i układu kostnego, nowotwory, cukrzyce, itd. itd, itd.
A i nie zapominajmy, że choroby typu pandemie - jak dżuma, itp - są powiązane wyłącznie z większym zagęszczeniem (tak przyroda się broni przed nadmierną ekspansją jakiejkolwiek populacji). I dla przykładu - Polska w 13 bardzo słabo zaludniona - i dżuma która wyludniła prawie połowę Europy - naszych nieprzeludnionych wtedy jeszcze ziem - nie dotyka!
Dziękuję pięknie Pan i opowiada i pisze
Ogromnie szanuję mego ojca, który zabrał rodzinę do miasta. Najbardziej ceniła to sobie mama. Mama która od tej pory mogła codziennie iść do sklepu i kupić na obiad mięso lub rybę. Lata 50-60 . Lodówkę zastępowała szafka pod oknem. Niczego nie dało się przetrzymać do następnego dnia.
Dzięki Panu zrozumiałam dlaczego ojciec wziął nas do miasta.
Lata 50-60 dwudziestego wieku nie były na wsi takie zle. W materiale jest mowa o wieku XIX
@@Saugaro. W tych latach akurat nie było ciekawie na wsi, gdyż tzw "kułacy" musieli oddawać olbrzymie kontyngenty.
Nie bylo lodowek Wiec mieso bylo solona w beczce..pamietam ze bylo bardzo slone i nie chcialam je jesc…
@@mollypolen2385 W naszych stronach nie stosowali takich praktyk.
W zimie nie było problemu, gdyż na zewnątrz (u powały boiska - obok stodoły - wieszało się masarskie wyroby). A gdy było ciepło, to w piwniczce (ziemiance) można było jakiś czas przechować - a i tak większość się rozdawało między rodziną i sąsiadami. I gdy oni bili świniaka, to oddawali.
Zawsze słucham z ogromną ciekawością. Sporo wiem , ale dużo dopiero się dowiaduję . Pozdrawiam !
To z międzywojennej Galicji powiedzenie, że "Chleb z masłem jest dobry, bo mój kolega widział jak jeden pan jadł".
Dobre ale prawdziwe.
Dla mnie najbardziej typowe żarcie to była zalewajka w różnych wariantach, najczęściej z chlebem, a jak ten był stary, to się go kruszyło do zupy. Jak była młocka, to obowiązkowo kapusta z grochem. Dziadkowie długo nie mieli lodówki, więc lato było bardziej wegetariańskie, ale w niedziele kurak był zawsze. Myślę, że podobnie jadali przed wojną, ale to przecież stosunkowo nieodległe czasy. Za to rodzina drugiego dziadka przybyła do zaboru rosyjskiego z Galicji, co mnie trochę intrygowało, bo na polskim nas uczyli, że to najlepszy zabór, ale nie mówili, że tylko pod jednym względem, a i to nie cały czas, więc trochę o tym doczytałem i wychodzi mi, że te babki w saloonach z amerykańskich westernów, to często były nasze dziewczyny. 70% zapotrzebowania kalorii wygląda nie najgorzej, ale to powolna śmierć głodowa. W zaborze rosyjskim było lepiej, ale ludzie głodni byli w zasadzie zawsze. Ciekawe, że z Galicji do "Rosji" uciekli również Niemcy.
@@HerrGrasso ciekawe obserwacje .
Ja dodam tylko , że dzisiaj ( niestety )
nasze córki też zarabiają jak te w
salonach z tym , ze jest to ukryte.
Wystarczy sobie sprawdzić ilość
młodych kobiet do towarzystwa
za pieniądze ( internet ) w
przeciętnym 40. tysięcznym
polskim mieście. SZOK.
W Malopolsce byla bieda,ale moj dziadek mieszkal 50 km na wschod od Warszawy i niczego mu nie brakowalo. Faktem jest ze mial najwieksza gospodarke we wsi i byl soltysem. Jak w czasie wojny ojciec wozil mieso do Warszawy to Niemcy go zlapali w czasie lapanki i wyslali do Niemiec. Robil u Niemca chlopa niedaleko od Schwerina. Powiedzial Niemcowi ze jego ojciec ma taka sama gospodarke tylko nie ma takich maszyn jak Niemiec. Przyszla komuna i chciala upanstwowic gospodarke dziadka,ale dziadek podzielil ja na swoje dzieci i wtedy powierzchnia gospodarstw byla juz odpowiednia dla komuchow. Nazywam sie Zaboklicki a ta wies to Zabokliki.
Dziękuję za interesujący temat Nazwa tej wsi pewnie ma związek z Pana dziadkiem
@@Marek-z8b Tak rzeczywiscie jest. Wielu bylo bogatych chlopow przed II wojna swiatowa,ale cos czuje ze jest na nich nagonka by usprawiedliwic tzw "Reforme rolna" po II wojnie ,czyli okradanie bogatych i rozdawanie biednym.
Małopolska była bardzo bogatym regionem - dopóki nie powstało tam katastrofalnie duże przeludnienie.
Dziekuje bardzo
Z tego głodu powstało wiele powiedzeń i zagadek:
- Kiedy chłop je kurę?
- Kiedy albo chłop, albo kura jest chora
- po co Bóg stworzył ziemniaki?
- żeby biedacy też mogli kogoś obdzierać ze skóry
- Galicja i Lodomeria - Golicja i Głodomeria
Dziękuję i pozdrawiam
Uwielbiam słoninę i smalec !! Szkoda ,że teraz ciężko kupić prawdziwą grubą słoninę!!😢😂
Co znaczy gruba słonina ? ja sam gotuję żarcie , słoniny używam od diabła i trochę . Przepuszczam to przez maszynkę 3mm oczko i potem topię . Czegoś takiego używam zamiast smalcu do smażenia (albo robię smalec na chleb z mielonym mięsem , cebula itp) . Jakoś nie wnikałem czy płaty słoniny są grube . Gruba to 3cm ? 5 cm czy więcej ?
Żarcie kupuje na targu gdzie są różne wynalazki , to bym obadał czy są różne grubości ( czy grubsza jest lepsza niż chudsza) . Ze dwa tygodnie temu robiłem gulasz, to słonina mogła mieć coś ze 2 centymetry grubości -paseczki dobrze wchodziły do maszynki .
Niby można na targu kupić smalec na wagę , ten ze sklepu w kostkach jakoś dziwnie pachnie -taki ze słoniny najbardziej mi pasuje .
@pawelhuczewski2772 a jadłeś kiedyś soloną słoninę?! Dlatego potrzebuję grubej im grubsza tym lepsza!!
widziałam dwa dni temu na jarmarku bożonarodzeniowym
@@dariuszmichalczuk3946 Nie jadłem solonej słoniny . Jadłem tylko wędzony boczek kupny w sklepie czy na targu (używam go do grochówki -ale zawsze trochę go zjem ). Ja się pytam informacyjnie , używam surowej słoniny (czasem jest ze skórą), ale nigdy nie wnikałem w jej grubość . Na targu jest kilkanaście stanowisk z takimi tematami , czyli mogę sobie obadać temat .
Bardzo ciekawy odcinek
Jedli minestrone Północy czyli lebiodkę na wrzątku
Myślałam, że bedzie fajny odcinek pokazujący jak ludzie sobie faktycznie radzili. Kiedyś usłyszałam od nauczycielki, że jedli wszystko co się dało jak byla dzieckiem - przed 2wś
Poczytaj ,,Pamiętniki Chłopów"
@@Dominik-gt9sd Ciekawiej byłoby posłuchać o czasach sprzed przeludnienia wsi. Bo wtedy to chłopi żyli w naprawdę Rajskich warunkach. A i mięso do 19 wieku było tańsze niż chleb.
Zaraz po wojnie tez byla bieda.jedlismy chleb maczany w wodzie I cukrze a niektorzy w soli.na wsi wciaz bylo jak przed wojna biednie bo wszystko bylo przeznacxone na dostawy obowiazkowe dla panstwa.zostawalo na sol ocet nafte zapalki 0:00 I raz w miesiacu
slonine.tak bylo u moich dziadkow.
A moja tesciowa wielokrotnie wychwalala Gierka xa to ze zniosl dostawy obowiazkowe.
A jedzenie u babci bylo jak wyzej opisane. Postie gotowane z tego co bylo w ogrodzie vzy na polu
Najlepsze byly barszcze z owocow z ziemniakami.nie bylo wyboru. Za to chleb byl wlasnej roboty.A mieso to u mamy w domu raz w tygodniu.
@@annakomisarczuk8327 Dziadkowie a i rodzice to samo mięli. A w dodatku matka - jako córka "kułaka" miała same kłody by się wykształcić.
Nie Gierek zniósł dostawy, ale Gomułka - I to był jeden z nielicznych mężów stanu, prawdziwie o ludzi dbających.
Gierek może i nie był złym chłopem, ale zbyt był uległy względem Moskwy i Watykanu, a co spowodowało że wpędził nas w długi i gospodarczą i społeczną zapaść.
To zależy od tego jakich chłopów mamy na myśli. Moi przodkowie od XIV w. mieszkali w Księstwie Łowickim i jako tacy jedli całkiem dobrze. Wedle spisów byli posiadaczami od 2 do 4 łanów pól i z tego płacili arcybiskupom czynsz. Bo zapomniałem dodać, że byli "okupnikami". A co do jadła, to prawda, że dominowały kluski, kasze i inne produkty mączne. Dużo było grochu i kapusty. Ale mięso także było. Tak przynajmniej wynikało ze wspomnień starszych. Po jesienno-zimowym świniobiciu babcia robiła weki z tuszonką, których wyrobu nauczyła ją jej matka. Czyli sięgamy do XIX w. Babcine krowy (Balbina, Zawiślonka, Srokatka i jeszcze kilka innych) miewały się całkiem dobrze. Nawet zimą. Sianko było w "brogu" za stodołą i było go zawsze pod dostatkiem! Sianko specjalne, bo koszone na bagnie. Nawet zimą pachniało ziołami! Nosiłem je jej w płachcie i wrzucałem w paśnik pod czujnym, babcinym okiem! Babcia miała "kurze skrzywienie". Jej kury były bardzo zadbane i nosiły własne imiona. Czasem je nawet nosiła na rękach! Niestety pamiętam tylko jedno z tych imion - "Jarzębatka". Nosiły się na tyle dobrze, że część jaj szła na handel! Robiła także masło i wspaniałe sery. Miała zawsze chłodną "śpiżarkę", wydzieloną z położonego poza właściwym domem "letniaku", gdzie stała beczka z kapustą, były skrzynki z warzywami i stały weki. Kartofle zaś były zdeponowane w kopcu zlokalizowanym tuż za stodołą. Wiosną, to, co zostało z kopca było segregowane, krojone (tak by dany kawałek miał "oczko") i sadzone na polu tuż za ogrodem. Pamiętam ich nazwę - "Flisaki". Problem był z drewnem, bo lasu było bardzo niewiele. Dlatego babcia rąbała nawet chrust i paliła nim w piecu, w domu. Zbierała go skrzętnie gdzie mogła. Tak nota bene - dziś w polu leży i gnije sobie pień. Babcia by mu "nie wybaczyła". Ergo, chłopi może i głodowali, ale nie w Księstwie!
Jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku mięso nie było w jadłospisie przeciętnego zjadacza chleba powszechne .To powiedzenie: W niedzielę ,biała koszula i mięso na obiad . Nie wzięło się z niczego.
Tak jest i dzisiaj.Kup pan wołowinę dzisiaj😊 łososia itp
Mam 72lata,nigdy w swoim życiu nie byłam głodna,od dziecka mieszkałam na małej wsi.Mieso jadło się w środku tygodnia i w niedzielę,ale ileż było możliwości innego gotowania i innych potraw.A wszystko było zdrowsze i smaczniejsze.Ja już od ponad dekady nie jem wieprzowiny bo nawet w przybliżeniu nie ma tego smaku co dawniej,nie mówiąc już o kurczakach z farm hodowlanych.Od pół wieku mieszkam w mieście,ale i na wsi jest inaczej,teraz bez sztucznych pasz nic się nie uchowa.
@@danutad5245 Wieś wsi nierówna.Dużo zależało od tego jakie ziemie chłopi mieli do uprawy.
Do 19 wieku - nim przeludnienie stało się duże - to mięso było najtańszym i najpowszechniejszym pokarmem.
@@maciejmaciej80 Dziadek opowiadał, jak jeszcze za młodego chłopaka wjeżdżał wozem w rzekę, i w pół godziny był w stanie cały wóz łososiami załadować. I nie tylko ludzie i zwierzęta hodowlane je jedli, ale i powszechnie nimi pola nawożono.
Klasa dzięki.
Typowy polski chłop na śniadanie zaspał, na obiad miał drzemkę, a na kolację szedł spać.
Jak się miałem żenić mówili mi zięciu , jak się ożeniłem gorzej niż prosięciu ... .
Ziemniak jest warzywem, któremu północna i środkowa Europa zawdzięcza najwięcej. Bez niego bylibyśmy wymarli. Dziś ta cudowna roslina znajduje się w niełasce polskich restauratorów. Z każdym rokiem nad Wisłą ubywa lokali, ktore oferują normalne ziemniaki z wody - jakbyśmy wstydzili się naszego kulinarnego dziedzictwa. Gdzieniegdzie spotyka się jeszcze pure czy (o, zgrozo!) łódeczki z Macro, ale żeby znaleźć klasyczne ziemniaki z wody, trzeba przemierzyć pół dużego miasta, a czasem nawet całe. Nie mówię tu o tzw. barach mlecznych. Tam ziemniaki gotowane jeszcze są, ale nie da się ich jeść, bo nie są właściwie odcedzane. Cóż lepiej pasuje do klasycznego obiadu niż mączysta Irga, puszysta Satyna czy też delikatna Bryza ugotowana w posolonej wodzie? Ze zgrozą patrzę na trend zastępowania ziemniaków kaszą (np. do gulaszu), o bardziej dziwacznych pomysłach nie wspominając. U nas na Kaszubach kasz praktycznie się nie jada (z wyjątkiem kaszki manny). W czasach, kiedy była na kartki, karmiono nią drób. Jestem typowy "bulewny knyp" (ziemniaczany chłopak) i jestem z tego dumny. Dzień bez ziemniaków to dla mnie dzień stracony (frytek nie liczę). Bez pieczywa mogę przeżyć pół roku - bez ziemniaków najwyżej dwa dni. Jadałem w najlepszych restauracjach Polski i Niemiec. Jeśli w menu nie ma ziemniaków z wody (ostatecznie może być pure), to dziękuję i wychodzę, chyba że jest to jakaś azjatycka czy inna egzotyczna restauracja. Przywróćmy ziemniaki w polskich restsuracjach! Kochajmy nasze dziedzictwo!
z wprowadzenie ziemniakow w Europie tez ciezko bylo...Krol pruski wysylal wojsko,ktore zbieralo mieszkancow wiosek i pod bronia zmuszalo chlopow do jedzenia ziemniakow...
@boray8388 Każda innowacja przyjmuje się powoli.
Ziemniaki jemy masowo zaledwie od 170 lat to jaka to odwieczną tradycja?
@@Obserwator99 U nas tradycja to zboża i strączkowe pod różnymi postaciami.
@Obserwator99 A kto mówi, że odwieczna? Taka sama odwieczna, jak bigosy i pierogi.
Podoba mi sie historia o oszukanej sloninie, wspolczesny marketing
To koze teraz jak biedni/bogaci byli sredniowieczni polacy na tle reszty europy?( Czy taka bkeda jak tutaj opisujesz byla standradem czy jakims wyjatkiem)?
Irlandia Anglia również bieda nawet chyba większa niż w Polsce
Tak gdzieś słyszałem że Anglię uratowały od głodu ziemniaki
@@Marek-z8bNie tylko Anglię. Gdyby nie ziemniaki, cała północna i środkowa Europa wymarłaby z głodu.
Do czasu powstania przeludnienia na wsiach normą było dostanie i niemal rajskie życie. Bieda powstała na skutek przeludnienia. W średniowieczu bidak żył na wyższym poziomie niż dzisiejszy bogaty.
@@marcinkonieczny3737 To zależy, co się rozumie przez rajskie. Jeśli blisko natury i "ekologicznie", to tak. Jeśli chodzi o wygodę i dostępne możliwości, to z całą pewnością nie.
Doceniam element humorystyczny w postaci krowy 😂 oby tak dalej 🎉
ależ wypraszam sobie, to jest wierna rekonstrukcja wydarzeń, a nie żaden element humorystyczny! :P
Dziękuję 🍀
Bardzo ciekawy odcinek jak zawsze... Jednak łapkę w górę daję jedynie ze strachu by nie nakarmiono mnie jadłem dziwnego pochodzenia, 😉 pozdrawiam wszystkich
😃😃😃
Nawet u nas, na ziemi pod władztwem pruskim, czyli tym statystycznie bogatszym od innych części dzisiejszej Polski, dziadkowie mówią, że za ich dziadków, mięso było jedzeniem niedzielnym, a żeby codziennie jeść, to już historia najnowsza.
Akurat rozmawiałem z wieloma starszymi ludźmi - gdzie pamięć zaborów była żywa. I choć wspominali że żyło się ubożej niż z początków zaborów, to jednak mięsa raczej nigdy nie brakowało. I nikt nikomu go nie limitował - No może poza małymi gospodarstwami, a gdzie dodatkowo tatuś był pijakiem i dzieciorobem.
Pamiętam jak moja babcia kiedyś calowala chleb kiedy upadl jej na podloge...
Moja też tak robiła. W czasie wojny jak i po wojnie cierpiała głód. Dziadka wzięto do niewoli,dom ich Niemcy spalili. Wdowa z maleńkimi dziećmi a było ich troje, miała ciężko. Tułali się po rodzinie,która wyjechała do USA,babcia pracowała po wojnie u gospodarzy w zamian za żywność .
Ja jestem 65 rocznik i też tak robię chociaż upadł mi może ze 3 razy. Nigdy nie stawiam torby na ziemi czy podłodze w której jest chleb 🍞
U nas na bochenku chleba przed krojeniem robimy znak krzyża
Ja też tak robię, z szacunku do chleba i tych co go zrobili.
Ja też jestem nauczony szacunku do chleba i tak jak piszecie u nas na wsi też się robiło Kiedy poszedłem do szkoły do miasta widziałem jak chłopcy z klasy kopali bułki jak piłki Było to dla mnie niepojęte Pozdrawiam serdecznie
Nie sposób aby Polak pamiętał o doli swoich przodków skoro ma husarza we łbie. "Byliśmy poteńgom!"
A czy ktoś, poza Grzegorzem Braunem i Grzegorzem Płaczkiem, przejął się 200 000 ''nadmiarowych'' ofiar Szumowskiego i Niedzielskiego ?! Nawet ja zobojętniałem, uważając że ''małpia ospa'', to test na inteligencję = kto mądry, ten nie weźmie w mięsień, kto zaś pragnie ''nagrody Darwina'', to weźmie szprycę. Inna rzecz że wiele ofiar to osoby zupełnie niewinne = odcięte od lekarza przez ''teleporady''.
A czy ktoś, poza Grzegorzem Braunem i Grzegorzem Płaczkiem, przejął się 200 000 ''nadmiarowych'' zgonów za Szumowskiego i Niedzielskiego ?!
Nawet ja zobojętniałem, uważając że ''małpia ospa'', to test na inteligencję = kto mądry, ten nie weźmie w mięsień, kto zaś pragnie ''nagrody Darwina'', to weźmie szprycę.
Inna rzecz że wiele ofiar to osoby zupełnie niewinne = odcięte od lekarza przez ''teleporady''.
Prawda jest taka ze jeszcze nie tak dawno temu chlop jadl kure w dwoch przypadkach . Pierwszy - jak byl chory , ale to rzadko . Czesciej jak kura byla chora .
Święte słowa. Właściwie mogłem je przypomnieć w odcinku :)
@@WielkaHistoria Tak swoją drogą jak to było z drobiem? W materiale chyba w ogóle nic nie zostało wspomniane na temat kur czy jaj (ewentualnie coś przegapiłem), co sugeruje że miały raczej marginalne znaczenie. I w sumie dlaczego?
Kury to raczej nie są zbyt wymagające w hodowli zwierzęta, żywią się trawą, robactwem i resztkami, szybko się mnożą i zawsze można parę jaj podebrać do zjedzenia. Brzmi to raczej jak remedium na niedobór mięsa i ogólnie żywności.
@@WielkaHistoria jak kura zaczynala kulec uznawano ja jako zdatna do zjedzenia bo uwazano,ze niebawem zdechnie. Ale ciekawa jest tez sprawa ziemniakow. W Prusach chlopow zmuszano do ich jedzenia pod muszkietami wojska i zandarmow.
@@rafal.qwerty kury i gesi oddawano jako podatek dla dworow.
@@boray8388 Ale tak wszystkie? Aż nieprawdopodobne mi się wydaje że chłopi nie byli w stanie większej hodowli sobie zorganizować
Lubię słuchać prawdziwej historii, jak to kiedyś było i jak obecnie jest ❤Pozdrowienia ❤
Prawda jest taka, że bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
Babcia kiedyś opowiadała o paskudnej zupie z dyni z zacierkami 😂 tym powinni raczyć na Krupówkach 😂
W dzieciństwie to była moja ulubiona zupa: zupa z dyni na mleku z zacierkami i na słodko. Pycha!
Zupę z dyni uwielbiam 😁
No, ja sobie robię dosyć często zupę z dyni z lanym ciastem. Kwestia smaku lub umiejętności kulinarnych :)
Glee🤮
@@darekkaczmarek4457u mnie dynia dyniowa na słodko była wredna teraz robiona z wędlina na ostro z pieprzem to całkiem inna bajka mniam
Film obejrzałam, jak zawsze z resztą, z przyjemnością, ponieważ cenią Pana pracę. Ale naprawdę myśli Pan, że nasze społeczeństwo uważa schabowego i golonkę za jedzenie polskich chłopów? Mam nadzieję, że jednak nie jest z nami tak źle 😀 stawiam raczej na ziemniaki, chleb i kapustę. Chociaż pewnie głód nie był chłopom obcy. Mój ojciec pochodził ze wsi, urodził się w 1922 roku, w centralnej Polsce. O głodzie nigdy nie opowiadał, ale jadali dość ubogo i monotonnie. Jajka woleli sprzedać, niż zjeść, bo były drogie. Ale to już XX wiek. Wcześniej pewnie było dużo, dużo gorzej. Dziękuję za Pana pracę 😊
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
To jest podawanie historii w ciekawy sposób. Nawet ja z typowo ścisłym umysłem, który w szkole czy to podstawowej, czy w technikum nie znosiłem historii (jako przedmiotu szkolnego) słucham z największym zainteresowaniem.
Bajek też się fajnie słucha. O smokach , zaklętych księżniczkach itp.
@@euzebiuszzagorski1437 Smoki akurat istniały! - Tak nazywano dinozaury.
Bieda tez na wsi istniała. Jednak tylko gdy zaistniało tam przeludnienie - Gdyż wcześniej na wsi było wprost rajskie życie - opływające we wszelkie obfitości.
Dziękuję.
Muszę zadać kluczowe pytanie: ile z tych kilogramów zboża i ziemniaków szło na alkohol?
to ważny i ciekawy temat, ale niestety algorytmy youtuba właściwie uniemożliwiają jego poruszanie :/
Dziękuję
No tak ale w zaborze pruskim jadano całkiem normalnie. Kuchnia śląska nie zmieniła się od 200 lat. Tak samo w Wielkopolsce. Za Wisła to był inny czwarty świat Zaborca był represyjny ale ludność nie zaznawała głodu.Więc nie nakładajmy tego na teren całej Polski.
Austriacy płacili za dużą dzietność - takie ich 800+ - A czym spowodowali olbrzymie przeludnienie Galicji i słynną "Galicyjską nędzę".
Świetny odcinek.
Różni poeci i pisarze wychwalali polską wieś, a tu proszę głód, nędza i kanibalizm. Strasznie sfałszowaną mamy historię, nie ma się czym chwalić.
No ale to są niewygodne tematy, bo niedożywieni chłopi mieli niedorozwinięte dzieci i tak to szło z pokolenia na pokolenie i to przez kilkaset lat.
Coś sugerujesz?;)
@@ninamarkiewicz9073 oczywiście.
taaa ale niedorozwój wynikający z niedożywienia nei zmienia genów inteligencie. Ty jak ten plastik co na instagramie sie pokazywał po operacji plastycznej uszu która zrobiła żeby jej dzieci sie z takimi nie urodziły XD
@@solaris362 Dziś też się zastanawiamy czemu on na tej wsi tacy mało gramotni? 😁
Tylko że nasi w odróżnieniu od zachodnich, nie kolonizowali ograbiając i zniewalając pół świata. Dobrobyt zawsze powstaje z czyimś kosztem, nie ma innej możliwości
Super odcinek!
7:44 Panie Kamilu to nie była Galicja i Lodomeria Tylko Golicja i Glodomeria Czytałem Pana Książki dotyczące Chłopstwa i Szlachty Polskiej są znakomite polecam wszystkim zamierzam kupić Wawel obecna książki Zycie w chłopskiej chacie wsi i oczywiście przeczytać jak czas pozwoli Obecnie mieszkam i pracuje w Sztokholmie Serdecznie Pana Pozdrawiam Robert
Dziękuję i też pozdrawiam :)
@@WielkaHistoria 😀😀😀
W Skandynawii to dopiero był głód na potęgę. Dopiero w XX wieku się z niego wydobyli.
To może chociaż był drób i jajka? Pewnie nie było czym wykarmić kur? Smutne czasy dla biednych bo bogatszym jedzenia starczało. Bardzo ładnie pan opowiada. Szacunek🎉❤
Jajko trzeba było sprzedać żeby kupić sól.
Bieda i niedożywienie zaczęło się dopiero (i pogłębiało) wprost proporcjonalnie do wzrostu przeludnienia.
Przed pojawieniem się zjawiska przeludnienia, to najbiedniejszy człowiek żył na o WIELE wyższym poziomie niż dzisiejszy bogacz.
W sumie wegetarianie, przymusowi i niedojadający. Czyli ten rodzaj diety wcale nie jest obcy na maszych ziemiach.
Galicyjscy chłopi byli byli bardzo postępowi, można powiedzieć wyprzedzali swoją epokę
Tylko że do 19 wieku - czyli powstania zjawiska przeludnienia - mięso było najtańszym i najpowszechniejszym jedzeniem.
@@marcinkonieczny3737 skąd ty te bzdury wziąłeś:
1 jeżeli przez przeludnienie rozumiesz pułapkę maztuzjańską to xix wiek nie był jego początkiem tylko początkiem jego końca
2 dieta większości ludzi zawsze i w prawie każdym kraju była w większości roślinna, przynajmniej od czasów rewolucji neolitycznej
@@rfvvfr6666 Bez urazy, ale to Ty tutaj powielasz lewacko satanistyczne bzdury.
1. Przeludnienie - pojęcie bywa względne. Gdy się liczebność (zagęszczenie na km 2) zwiększa, to najpierw braki są dostrzegalne w mniejszej ilości najbardziej pożądanej zwierzyny - u nas dotyczyło to dla przykładu turów. Ale to jeszcze bardzo mały problem, gdyż na inne można jeszcze swobodnie polować. Jednak wraz z dalszym demograficznym "postępem", i kolejnych zaczyna być deficyt - i wtedy silniejsi sobie jedynie przyznają prawo do polowania na nie. Ale i wtedy jeszcze nie ma tragedii, gdyż ludzie zaczynają zwierzęta hodować. Co prawda jest to już powiązane ze znacznie większa ilością pracy, itp. - jednak i jeszcze wtedy na tym etapie mamy naprawdę dostanie i wspaniałe życie. Gdy jednak i wtedy dalej ludzi przybywa - jak w Europie w 19 wieku - to zaczyna być coraz wyraźniejszy deficyt ziemi. A co powoduje masowy odpływ ludzi w kierunku jej poszukiwania i walki o nią. I w tym etapie mięso staje się towarem luksusowym (w początkach 19 wieku mięso było jeszcze tańsze od chleba. Połowa 19 wieku, to już tylko bogatsi mogą je codziennie spożywać). A dziś, to większość nawet nie zna smaku prawdziwego mięsa.
2. By nie odchodzić w zbyt odległe czasy, to do 19 wieku Kurpie - a którym do tego czasu udało się obronić swoją puszczę przed osadnictwem - nie znali nawet smaku chleba, gdyż podstawą ich wyżywienia były mięsiwa, ryby, miody, itp.
I gdybyś poczytał 19 wieczne gazety, to wiedziałbyś, jak mięso systematycznie staje się coraz drożeje, aż w końcu dorównuje do ceny chleba - i dalej drożejąc - przestaje przez to być podstawowym wyżywieniem biedoty. I pamiętam nagłówek jednej z gazet z początku 19 wieku - alarmujący, ze ZNÓW!!! pożywienie zdrożało. I teraz to niewykwalifikowany pracownik za godzinę pracy, to już może sobie kupić tylko 8 kg wołowiny.
Ciekawe ilu ludzi by się dziś mogło pochwalić aż takimi zarobkami! A trzeba jeszcze dodać, że dzisiejszej wołowiny, to pewnie wtedy nikt nawet za darmo by nie chciał.
Oczywiście o rybach nikt nie wspomina, gdyż te były całkowicie darmowe, gdyż w naszych rzekach prawie przez cały rok płynęły rożne ich gatunki na tarło. i powszechnie nawet chłopi nimi nie tylko świnie kury, itp wypasali, ale też często nimi pola nawożono. I jeszcze mój dziadek opowiadał, jak w czasach swojej młodości wjeżdżał wozem w rzekę, i w pół godziny widłami potrafił cały wóz łososiami naładować!
A ile dziś kosztuje dziki łosoś?! Jak dobrze dziś trzeba by mieć płatną pracę, by kogoś za rok pracy było stać na cały taki wóz dzikich łososi? (nie mówię o hodowlanych, gdyż wiadomo że te są dwa razy tańsze). I oczywiście już nawet pomijając takie aspekty, że nawet te dzisiejsze dzikie nie są wolne od skażeń!
Dziś dzięki postępowi technologicznemu i powszechnej chemizacji rolnictwa, niby mamy poważny kryzys żywieniowy rozwiązany. A tak naprawdę, to nigdy w historii nie istniał taki kryzys i taka katastrofa w tej dziedzinie.
Dawniej żywność była po prostu niesamowicie smaczna. A co ważniejsze, to dostarczała nam wszelkie potrzebne dla zdrowia i prawidłowego rozwoju składniki.
Każdy ludzki organizm codziennie podlega niezwykle doskonałemu procesowi samoregeneracji - JEDNAK! - by ten proces mógł zachodzić, to nie może być w danym dniu zbyt wiele stresu - gdyż wtedy ten proces podlega zawieszeniu - gdyż organizm koncentruje się na potencjalnej walce, lub ucieczce. A że dziś żyjemy w niezwykle nerwowych czasach...........
Dalej - by proces ten mógł zachodzić, to organizm potrzebuje do niego wiele mikroelementów, itp - a które w zbilansowanej ilości były dostarczane w formie żywności. Dziś z każdym rokiem tych składników jest coraz mniej!!!! - a za to coraz więcej trucizn!!!!!! - WIĘC TERAZ NIE DOŚĆ ŻE ŻYWNOŚĆ JUŻ NIE LECZY, TO DODATKOWO CORAZ BARDZIEJ TRUJE!!!!!
I stąd coś tak niespotykanego dawniej jak choroba - DZIŚ JEST CZYMŚ TAK POWSZECHNYM, ŻE STAŁA SIĘ ONA NORMĄ!
W dodatku spotykamy jeszcze choroby tzw cywilizacyjne - a które w (nieprzeludnionej) naturze nie istnieją - jak choroby zębów, stawów i układu kostnego, nowotwory, cukrzyce, itd. itd, itd.
A i nie zapominajmy, że choroby typu pandemie - jak dżuma, itp - są powiązane wyłącznie z większym zagęszczeniem (tak przyroda się broni przed nadmierną ekspansją jakiejkolwiek populacji). I dla przykładu - Polska w 13 bardzo słabo zaludniona - i dżuma która wyludniła prawie połowę Europy - naszych nieprzeludnionych wtedy jeszcze ziem - nie dotyka!
PS Oczywiście wiem że możesz teraz polecić mi jakieś jedno z wielu opracowań, a które piętnują przeszłość, a pokazują nasza wspaniałą teraźniejszość. I jak np w średniowieczu w biedniejszych domach na przednówku dziecko za całodzienne pożywienie dostawało zaledwie kilka ziemniaków. I tylko autorzy tych rewelacji - a które były w podręcznikach! - nawet tego nie wiedzieli, że roślina ta była sprowadzona z Ameryki - więc jej tutaj zwyczajnie w średniowieczu być nie mogło.
Po prostu bez przerwy demonizuje się przeszłość, by wtedy współczesność na tle tej zafałszowanej przeszłości, to nie tylko nie wygląda tak straszliwie katastrofalnie - ale wręcz wydaje się lepsza.
Super pan opowiada.